On gra na skrzydle - Ludwik Jerzy Kern


Maria Koterbska
On gra na skrzydle


Ludwik Jerzy Kern

Ja się nie daję, ja się trzymam, ja się staram
Ja uśmiechniętą jeszcze czasem miewam twarz
W istocie to nie człowiek jestem, a ofiara
I już wszystkiego tego to mam potąd aż
Będę musiała chyba zacząć leczyć nerwy
Chociażbym miała nawet wydać złotych sto
Do tego doszło już, że trzęsę się bez przerwy
Trzęsę się notorycznie, bo

On gra na skrzydle, on gra na skrzydle
W jakiej drużynie - mniejsza z tym
Raz gra przepięknie, a raz gra przebrzydle
Lecz zakochana jestem w nim
I to jest właśnie cały ambaras
I to jest właśnie cały kram
Że raz to tak gra, a tak znów gra raz
I stąd ja takie życie mam

Dla mnie niedziela nie istnieje ani święto
Bo czy pogoda, czy ulewa, czy tez mgła
Każdą niedzielę co niedziele mam zajętą
I to od ślubu już tak drugi rok coś trwa
Zdenerwowana papiloty sobie kręcę,
Na obiad w barze mlecznym szybko zjadam ryż
Potem na stadion jak wariatka jakaś pędzę
I na trybunie siadam gdyż

On gra na skrzydle…

Jakich ja rzeczy od znajomych się nasłucham
Jakich złorzeczeń, jakich biadań, jakich rad
Jedni to na głos mówią, inni zaś do ucha
A ja natychmiast jestem jak ten ścięty kwiat
I muszę robić do nich jeszcze głupie miny
Chociaż ze wstydu, to aż w dołku gdzieś mnie ssie
I naturalnie z idiotycznej tej przyczyny
Wszystko dlatego, że

On gra na skrzydle...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz