Diatryba - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski
Diatryba


Pewien znany ichtiolog zachodzić jął w głowę,
czemu bałtyckie ryby stały się nerwowe,
nie tylko w pojedynkę, ryb całe ławice
poczęły w niebezpieczną popadać nerwicę.
Ja myślę, że ta sprawa wyjaśnić się da,
precyzyjnie naświetli ją diatryba ma.

Gdy w stoczni nowy statek puszcza się na wodę,
ryba, proszę ja państwa, widzi to od spodu,
najpierw rozpruwa wodę wielka stali ściana,
potem kilka okruchów z butelki szampana,
ryba zasię od spodu widząc wszystko to,
myśli sobie, nerwowo myśli: „Ale dno..."

I ryba cała w nerwach dostrzec przy tym nie chce,
że owo dno jest coraz bardziej nowoczesne,
że jest nasze, że nikt go nam nie dał w prezencie,
że to jest nasze wspólne, piękne osiągnięcie,
ryba myśli nerwowo: „Oho, ale dno...",
ale nie to najbardziej denerwuje ją...

Bo wód głębiny nie są Francją-elegancją
i statku dno z przeróżną styka się substancją,
każda uczciwa ryba na widok ten blednie,
substancja jest paskudna i przylepna wrednie,
nią to się dno oblepia - państwo wiecie czym -
gdybym dodał, że równo - zrobiłby się rym...

I teraz ryba słyszy - i stąd jej problemy,
jak substancja paskudna śpiewa: „Hej, płyniemy!"
Jak paskudztwo, co znów się załapać zdołało
„Płyniemy! - śpiewa - chłopy, po nowemu, śmiało!"
Kiedy uczciwa ryba słyszy taki śpiew,
choć zimnokrwista - z punktu traci zimną krew...

Tu koniec mej diatryby, jak zwykle się zdarza,
zostało kilka wierszy w formie komentarza...
Chwalebny w czas odnowy wykazując zapał,
uważaj, kto wodował, a kto się załapał
i niech ci wszystko jedno nie będzie - psiakrew -
gdy śpiewasz: „Hej, płyniemy!" - z kim dzielisz ten śpiew! 

1989

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz