Wojciech Młynarski
Jestem piłeczką pingpongową
W szwach pęka Dom Kultury Miejski,
w finale Nowak i Nowicki,
jeden ma uchwyt europejski,
drugi ma uchwyt azjatycki.
Obaj spotniałe mają twarze,
oko zwycięstwa żądzą błyska
i obaj marzą o pucharze,
i że kierownik dłoń im ściska.
Wspaniali gracze, pyszni gracze,
acz - podnieceni ciut niezdrowo,
a ja pomiędzy nimi skaczę,
jestem piłeczką pingpongową...
A ci mnie leją z prawa, z lewa,
wlepiając we mnie krwawe gały,
cichutko pod ich ciosem śpiewa
mój celuloidzik obolały.
Zerkają w stronę publiczności,
gdy w krótkich przerwach żłopią „Pepsi";
czy śmie kto żywić wątpliwości,
że są wspaniali i najlepsi?
Wytrawni gracze, pyszni gracze,
od lat grający nałogowo,
a ja pomiędzy nimi skaczę,
jestem piłeczką pingpongową...
Aż nagle pomysł mi zaświtał
i, przyznam, sprawdził się jak rzadko,
ja - podkręcana, cięta, bita -
zawisłam w locie ponad siatką.
Dworując sobie z praw Newtona,
spojrzałam przez chwileczkę z góry,
sama przez siebie zawieszona,
na ping-pong ten i Dom Kultury...
Na zbaraniałych dwóch osiłków,
co oczy we mnie powlepiali,
i wsłuchiwałam się przez chwilkę
w gromki, szyderczy rechot sali...
Choć stosowali sztuczki liczne,
czyta się „triki", pisze „tricki",
i ten, co uchwyt miał klasyczny,
i ten, co chwyt miał azjatycki.
Choć jeden wołał: „Spadaj, mała!",
drugi notował, kto się śmieje,
wisząc w powietrzu obolała
udowodniłam, mam nadzieję,
Że się w tym domu, niech ja skonam,
ping-pongi nie powiodą żadne,
dopóki jestem zawieszona
i póki sama nie upadnę!
1982
Jestem piłeczką pingpongową
W szwach pęka Dom Kultury Miejski,
w finale Nowak i Nowicki,
jeden ma uchwyt europejski,
drugi ma uchwyt azjatycki.
Obaj spotniałe mają twarze,
oko zwycięstwa żądzą błyska
i obaj marzą o pucharze,
i że kierownik dłoń im ściska.
Wspaniali gracze, pyszni gracze,
acz - podnieceni ciut niezdrowo,
a ja pomiędzy nimi skaczę,
jestem piłeczką pingpongową...
A ci mnie leją z prawa, z lewa,
wlepiając we mnie krwawe gały,
cichutko pod ich ciosem śpiewa
mój celuloidzik obolały.
Zerkają w stronę publiczności,
gdy w krótkich przerwach żłopią „Pepsi";
czy śmie kto żywić wątpliwości,
że są wspaniali i najlepsi?
Wytrawni gracze, pyszni gracze,
od lat grający nałogowo,
a ja pomiędzy nimi skaczę,
jestem piłeczką pingpongową...
Aż nagle pomysł mi zaświtał
i, przyznam, sprawdził się jak rzadko,
ja - podkręcana, cięta, bita -
zawisłam w locie ponad siatką.
Dworując sobie z praw Newtona,
spojrzałam przez chwileczkę z góry,
sama przez siebie zawieszona,
na ping-pong ten i Dom Kultury...
Na zbaraniałych dwóch osiłków,
co oczy we mnie powlepiali,
i wsłuchiwałam się przez chwilkę
w gromki, szyderczy rechot sali...
Choć stosowali sztuczki liczne,
czyta się „triki", pisze „tricki",
i ten, co uchwyt miał klasyczny,
i ten, co chwyt miał azjatycki.
Choć jeden wołał: „Spadaj, mała!",
drugi notował, kto się śmieje,
wisząc w powietrzu obolała
udowodniłam, mam nadzieję,
Że się w tym domu, niech ja skonam,
ping-pongi nie powiodą żadne,
dopóki jestem zawieszona
i póki sama nie upadnę!
1982
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz