Bertolt Brecht - Robert Stiller
Byłam młoda, lat chyba szesnaście
Tyś z Birmy powrócił jak raz
Powiedziałeś, chodź ze mną maleńka
Przy mnie szybko upłynie ci czas
Zapytałam czy masz jakąś pracę
A tyś odrzekł pamiętam jak dziś
Na kolei wiesz, robię przy węglu
Morze dawno obrzydło już mi
Kłamałeś wciąż, Johnny
Łgałeś jak z nut, Johnny
Od pierwszych dni, Johnny, zwodziłeś mnie
To przecież wstyd Johnny
Tak ze mnie kpić, drwić, Johnny
Wyjąłbyś z gęby peta choć, ty psie
Surabaya Johnny, czegoś jednak ci brak
Surabaya Johnny, cóż, ja cię kocham i tak
Surabaya Johnny, życie gorzki ma smak
Serca ci brak, Johnny, a ja kocham cię tak
Póki co, każdy dzień był niedzielą
Ja łaziłam za tobą jak pies
Lecz niestety już po dwóch tygodniach
Każdy dzień się zaczynał od łez
Wzdłuż i wszerz i na przełaj przez miasto
Przemierzamy co dzień drogi szmat
A ja czasem lusterko wyciągam
Na czterdzieści wyglądam w nim lat
Ty nie kochałeś mnie, Johnny
O szmal ci tylko szło, Johnny
A przecież ja Johnny, całować chciałam cię
Musiałeś wszystko mieć, Johnny
Wszystko zabrałeś mi, Johnny
Wyjąłbyś z gęby peta choć, ty psie
Surabaya Johnny...
Myślałam, że tym sposobem
Tylko mnie chciałeś zrobić na złość
A tymczasem na całym wybrzeżu
Każdy wiedział co z ciebie za gość
Przyjdzie dzień, w jakimś nędznym hotelu
Kiedy poszum obudzi mnie fal
A ty wstaniesz, odejdziesz bez słowa
I na zawsze odpłyniesz, gdzieś w dal
Nie bądź taki drań, Johnny
Ty serca nie masz za grosz, Johnny
Odchodzisz precz, Johnny, porzucasz mnie
A ja kocham cię wciąż, Johnny
Jak w tamten pierwszy dzień, Johnny
Wyjąłbyś z gęby peta choć, ty psie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz