Jeremi Przybora
Natalia, Fryderyka, Dorota
Natalia!
W mych dłoniach jej talia –
a w nozdrzach – konwalia
i bez.
Natalia, Natalia, Natalia –
wciąż cierpię ten żal ja
do łez...
Natalia, Natalia, Natalia !
Jej oczu emalia
wciąż lśni.
Natalia, ach, gdzież juwenalia,
ach, gdzież bachanalia
tych dni?!
Hrabianka Fryderyka –
Ach! Wzrok hardy, dumne czoło –
A okolica dzika, dzika, dzika, tak wokoło.
Ach, kochać aż do dreszczy!
Lecz cóż to tak trzeszczy?
"Hrabianko, czy to pani” – "Ani, ani".
"Hrabianko, więc nie pani?" – "Ani, ani mi się śni"
Lecz przez ten sani pęd, gdy rwą,
Ten pęd i koni rżenie –
Trzeszczenie, to trzeszczenie skąd,
No, skądże to trzeszczenie?
Ach, myśmy sobie jeszcze wtedy sprawy nie zdawali,
Że to już w swych posadach drżał i trzeszczał feudalizm,
Tak, tak to w swych posadach trzeszczał feudalizm.
Ilekroć się zacznie brzydota
Bezśnieżnych, dżdżystych zim –
Z ich błota wykwita Dorota
W ślicznym wspomnieniu mym.
Na szarym tle dróg bezpowrotnych,
Roztopów, nagich dni –
Dorota – kwiatuszek mój słotny –
Ognikiem się ciepłym tli.
I cały się zaraz przenoszę
Do tamtych pogód złych,
I stare włożywszy kalosze
Uśmiecham się cicho w nich.
Uśmiecham się do tamtych pogód złych.
Obrazy: Tito Corbella
Natalia, Fryderyka, Dorota
Natalia!
W mych dłoniach jej talia –
a w nozdrzach – konwalia
i bez.
Natalia, Natalia, Natalia –
wciąż cierpię ten żal ja
do łez...
Natalia, Natalia, Natalia !
Jej oczu emalia
wciąż lśni.
Natalia, ach, gdzież juwenalia,
ach, gdzież bachanalia
tych dni?!
Hrabianka Fryderyka –
Ach! Wzrok hardy, dumne czoło –
A okolica dzika, dzika, dzika, tak wokoło.
Ach, kochać aż do dreszczy!
Lecz cóż to tak trzeszczy?
"Hrabianko, czy to pani” – "Ani, ani".
"Hrabianko, więc nie pani?" – "Ani, ani mi się śni"
Lecz przez ten sani pęd, gdy rwą,
Ten pęd i koni rżenie –
Trzeszczenie, to trzeszczenie skąd,
No, skądże to trzeszczenie?
Ach, myśmy sobie jeszcze wtedy sprawy nie zdawali,
Że to już w swych posadach drżał i trzeszczał feudalizm,
Tak, tak to w swych posadach trzeszczał feudalizm.
Ilekroć się zacznie brzydota
Bezśnieżnych, dżdżystych zim –
Z ich błota wykwita Dorota
W ślicznym wspomnieniu mym.
Na szarym tle dróg bezpowrotnych,
Roztopów, nagich dni –
Dorota – kwiatuszek mój słotny –
Ognikiem się ciepłym tli.
I cały się zaraz przenoszę
Do tamtych pogód złych,
I stare włożywszy kalosze
Uśmiecham się cicho w nich.
Uśmiecham się do tamtych pogód złych.
Obrazy: Tito Corbella
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz