Monika Partyk
Jak co nocy plac Pigalle
Wołał Paryż na bal ciał
Bo tam wprost z ulicy
Szczęście swe pochwycisz
Ten zakątek szerszy ma od życia gest.
Jak co nocy brał bukiet róż
Gubił go przy Moulin Rouge
Ten pan nikt, szary zbyt
Z zapatrzeniem w butonierce
Widz w jej teatrze
Kochał i patrzył
Ot, śmieszny starszy gość
W te jej włosy rude
Każdy z nich był cudem
A cudów nigdy dość
A ona zjawiona, szalona, rozbawiona
W ramiona wziąć ją i trwać
Ona się nie zdarza
Zabrakło w kalendarzach
Dnia, w którym mogła się stać
Jak co nocy plac Pigalle
Miękko jej owijał szal
Ten i ów go chwytał
Szła z nim w noc, księżyca sierp
Podcinał skrzydła tego, co był sam
Lecz raz zdobył się na lot
I z nią razem wzbił się w noc
Ten pan nikt, szary zbyt
Z zapatrzeniem w butonierce
Wreszcie tak blisko
Miał swoje wszystko
Więc wszystko wziął i spadł
To co miał w ramionach
To nie była ona
Lecz farbowany ptak
Zimny dziś Pigalle
I skąd tu tyle ludzi
Zimny. Przydałby się płaszcz
Na podszewce. Tak
Płaszcz na podszewce.
A ona zjawiona...
Jak co noc stał plac Pigalle
Gdzie się wydał sekret ciał
Lecz została miłość
Jest więc tak jak było
Ona czasem szerszy ma od prawdy gest.
Znów co noc brał bukiet róż
Gubił go przy Moulin Rouge
Ten pan nikt, szary zbyt
Z zapatrzeniem w butonierce
Widz w jej teatrze
Kochał i patrzył
Ot, śmieszny starszy gość
W te jej włosy rude
Każdy z nich był cudem
A cudów nigdy dość....
Jak co nocy plac Pigalle
Wołał Paryż na bal ciał
Bo tam wprost z ulicy
Szczęście swe pochwycisz
Ten zakątek szerszy ma od życia gest.
Jak co nocy brał bukiet róż
Gubił go przy Moulin Rouge
Ten pan nikt, szary zbyt
Z zapatrzeniem w butonierce
Widz w jej teatrze
Kochał i patrzył
Ot, śmieszny starszy gość
W te jej włosy rude
Każdy z nich był cudem
A cudów nigdy dość
A ona zjawiona, szalona, rozbawiona
W ramiona wziąć ją i trwać
Ona się nie zdarza
Zabrakło w kalendarzach
Dnia, w którym mogła się stać
Jak co nocy plac Pigalle
Miękko jej owijał szal
Ten i ów go chwytał
Szła z nim w noc, księżyca sierp
Podcinał skrzydła tego, co był sam
Lecz raz zdobył się na lot
I z nią razem wzbił się w noc
Ten pan nikt, szary zbyt
Z zapatrzeniem w butonierce
Wreszcie tak blisko
Miał swoje wszystko
Więc wszystko wziął i spadł
To co miał w ramionach
To nie była ona
Lecz farbowany ptak
Zimny dziś Pigalle
I skąd tu tyle ludzi
Zimny. Przydałby się płaszcz
Na podszewce. Tak
Płaszcz na podszewce.
A ona zjawiona...
Jak co noc stał plac Pigalle
Gdzie się wydał sekret ciał
Lecz została miłość
Jest więc tak jak było
Ona czasem szerszy ma od prawdy gest.
Znów co noc brał bukiet róż
Gubił go przy Moulin Rouge
Ten pan nikt, szary zbyt
Z zapatrzeniem w butonierce
Widz w jej teatrze
Kochał i patrzył
Ot, śmieszny starszy gość
W te jej włosy rude
Każdy z nich był cudem
A cudów nigdy dość....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz