Uliczna miłość - Marek Koterski


Marlena Drozdowska
Robert Rozmus
Uliczna miłość

Marek Koterski


Wiosna przyszła przeważnie mroźna
Wiatr wiał raczej nie do ustania
Ona była handlarka obwoźna
On sprzedawał pirackie nagrania
Czułam się już jak taśma zdarta
Od uczenia tych głupków w szkole
Dość już mam Kierkegaarda i Sartre'a
Ja państwową posadę chromolę

Zakochałam się jak idiotka
Wprost formalnie straciłam głowę
Ona miała swój towar na schodkach
On rozłożył swe łóżko polowe
Zakochałam się jak idiotka
Zakochałem się jak idiota
Gryzła Marsa i była słodka
On na szyi miał kilo złota
A pod spodem very sexy sierść

Teraz słonko nam zaświeci
Będziemy mieć forsy jak śmieci
Jak się podstawi, to naleci
I będziemy mieć tłuste dzieci
Będziemy mieć kupę szmalu
W życiu sobie każdy kowalem
Złapię wszystko, co podleci
Zgarniem cały szmal, jak leci
Będziemy mieć furę kurzu
I w ogóle wszystkiego dużo

Minął czerwiec, lipiec upalny
Już rządziliśmy razem ulicą
Aż tu nadszedł ten dzień fatalny
Obok tamta stanęła z pizzą
On był odtąd przeważnie bania
O mnie przestał czynić starania
Ja czekałam jego wyznania
A on tylko z kasety, niestety

Przyszła jesień, czas opadania
Mnie ochłódła love od stania
Wiatr i deszcz chłostały ulicę
On napalił się na tę pizzę
Coraz dalej stawał od mych schodów
Łóżko bliżej rozkładał hot-dogów
I zostawił mnie tak na ulicy
A sam odszedł z łóżkiem do tej pizzy

Jej pirackie puszcza nagrania
A ja chrypię jak taśma zdarta
Nogi cierpną od zimna i stania
Lecz chromolę już uczyć w szkole
Ja Forsytha już wolę niż Sartre'a
I handlarką obwoźną być wolę...

M. Koterski, M. Drozdowska, R. Rozmus

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz