Jonasz Kofta
Ty na swoim balkonie
Ty na swoim balkonie
Trwasz niemile zdziwiona,
Że jak mogłem, jak śmiałem
Nie powrócić tu już
Że jak mogłem, jak śmiałem
Ja ostatni z ostatnich
W dróg pylistych ogonach
Niosę swoją swobodę
Przysypaną przez kurz
Niosę swoją swobodę
Ty na swoim balkonie
Kulisz z zimna ramiona
Nocy gęsty makijaż
Uspakaja ci twarz
A ja idę od ciebie
W bezprzyczynnej pogoni
Żeby niebo odsłonić
Nim się spełni mój czas
Ty na swoim balkonie
Długo czekać nie będziesz
Zaraz wejdziesz w krąg lampy,
Gdzie ogrzany masz kąt
Zaraz wejdziesz w krąg lampy.
Ja ostatni z ostatnich
W połatanym obłędzie
Będę szukał tej prawdy
Co uciekła nam z rąk
Ty na swoim balkonie
Ty na swoim balkonie
Trwasz niemile zdziwiona,
Że jak mogłem, jak śmiałem
Nie powrócić tu już
Że jak mogłem, jak śmiałem
Ja ostatni z ostatnich
W dróg pylistych ogonach
Niosę swoją swobodę
Przysypaną przez kurz
Niosę swoją swobodę
Ty na swoim balkonie
Kulisz z zimna ramiona
Nocy gęsty makijaż
Uspakaja ci twarz
A ja idę od ciebie
W bezprzyczynnej pogoni
Żeby niebo odsłonić
Nim się spełni mój czas
Ty na swoim balkonie
Długo czekać nie będziesz
Zaraz wejdziesz w krąg lampy,
Gdzie ogrzany masz kąt
Zaraz wejdziesz w krąg lampy.
Ja ostatni z ostatnich
W połatanym obłędzie
Będę szukał tej prawdy
Co uciekła nam z rąk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz