Sufit - Jonasz Kofta


Jonasz Kofta - Sufit

Wyłączyłem
Absolutnie wszystko
Radio, pralkę, lodówkę, wentylator
W telewizji super-hiper widowisko
I bez bólu pogodziłem się z tą stratą

Nade mną sufit
Biały prostokąt
Na nim zacieku żółta plama
Środków przekazu mam już potąd
Przechodzę teraz na swój kanał
Lekka gorączka, sienny katar
Bardzo ułatwia mi przeżycie
Ja najpiękniejsze filmy świata
Oglądam na swoim suficie
Horyzontalną przybieram pozycję
Na nic mi teraz cudze fikcje
Bo ja się nie dam ogłupić
Ja się pogapię we własny sufit

Nic nie znaczy
Przymiotników febra
Że coś porno, że coś sexy, awangarda
Dla mnie każda się może rozebrać
Pod warunkiem, żeby była ładna
Nic nie znaczą
Eleganckie brednie
Zawodowych wymyślaczy mnie samego
Żaden cenzor tu mi nic nie obetnie
Bo właściwie to nie ma z czego

Nade mną sufit...

Nic nie znaczy i „Trzecia część nocy”
Świat deskami konwencji zabity
Póki mamy tożsamość i oczy
Póki jeszcze istnieją sufity...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz