Piotr Fronczewski
Ballada dla matki
Witold Dąbrowski
Cerowałaś mi skarpetki, by nie uwierały buty
Kiedy będę szedł w podkutych na dalekie wsie
Trzy godziny od kolei, zagubione wśród kolein
Dróg piaszczystych, rozjeżdżonych, polnych polskich dróg
Szedłem drogą od zebrania do zebrania
Niosłem dziesięć cienkich broszur o radach i o skupie
Z tamtych broszur i z twojego cerowania
Wyrastała moja duma, kiedy szydzili: „głupiec”
Zapylone drogi kluczą, wiodą tam gdzie w siwym wietrze
Na szesnastym kilometrze, za pagórkiem gdzieś
Pod sosnami rozchwianymi, na ujętej w miedze ziemi
Pod sczerniałą słomą dachów przykucnęła wieś
Szedłem na wieś, od zebrania do zebrania
Niosłem dziesięć cienkich broszur o radach i o skupie
Z tamtych broszur i z twojego cerowania
Wyrastała moja duma, kiedy szydzili: „głupiec”
Cerowałaś mi skarpetki, wieczorami igłę brałaś
Nawlekałaś, cerowałaś, wiodłaś równy ścieg
I mówiłaś zmierzchem szarym „trzeba kupić okulary
Coraz słabiej widzę synku, coraz trudniej szyć”
Szedłem potem, od zebrania do zebrania
Niosłem dziesięć cienkich broszur o radach i o skupie
Z tamtych broszur i z twojego cerowania
Wyrastała moja duma, kiedy szydzili: „głupiec”
Fot. Witold Dąbrowski, Teatr STS
Ballada dla matki
Witold Dąbrowski
Cerowałaś mi skarpetki, by nie uwierały buty
Kiedy będę szedł w podkutych na dalekie wsie
Trzy godziny od kolei, zagubione wśród kolein
Dróg piaszczystych, rozjeżdżonych, polnych polskich dróg
Szedłem drogą od zebrania do zebrania
Niosłem dziesięć cienkich broszur o radach i o skupie
Z tamtych broszur i z twojego cerowania
Wyrastała moja duma, kiedy szydzili: „głupiec”
Zapylone drogi kluczą, wiodą tam gdzie w siwym wietrze
Na szesnastym kilometrze, za pagórkiem gdzieś
Pod sosnami rozchwianymi, na ujętej w miedze ziemi
Pod sczerniałą słomą dachów przykucnęła wieś
Szedłem na wieś, od zebrania do zebrania
Niosłem dziesięć cienkich broszur o radach i o skupie
Z tamtych broszur i z twojego cerowania
Wyrastała moja duma, kiedy szydzili: „głupiec”
Cerowałaś mi skarpetki, wieczorami igłę brałaś
Nawlekałaś, cerowałaś, wiodłaś równy ścieg
I mówiłaś zmierzchem szarym „trzeba kupić okulary
Coraz słabiej widzę synku, coraz trudniej szyć”
Szedłem potem, od zebrania do zebrania
Niosłem dziesięć cienkich broszur o radach i o skupie
Z tamtych broszur i z twojego cerowania
Wyrastała moja duma, kiedy szydzili: „głupiec”
Fot. Witold Dąbrowski, Teatr STS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz