Brnąłem wieczoru wczorajszego
- Po pas bez mała w grząskim śniegu -
Z nieznajomego mi przystanku.
Wtem - widzę chatę, we drzwi wchodzę:
Czaj piją mnisi, solą słodzą,
A z nimi droczy się Cyganka.
Siedzi Cyganka na pościeli,
Raz wraz zalotnie okiem strzeli,
Mizerne prośby mieląc w ustach.
Siedziała z nimi do zarania,
Prosząc: "Podaruj, złoty panie,
Choć szal, choć byle co, choć chustę..."
Co przeminęło, to nie wraca,
Dębowy stół i nóż na tacy,
A w zamian chleba - jeż brzuchaty.
Nie mogli śpiewać mimo chęci,
A więc przez okno, w kabłąk zgięci
Na dwór cisnęli się garbaty.
Minęło pół godziny. Czarne,
Garncami odmierzane ziarno
Z wilgotnym chrzęstem żują konie.
Skrzypią wrzeciądze o świtaniu,
Turkocze zaprząg na majdanie
I pierwsze ciepło czują dłonie.
Zgrzebne ciemności rzedną ranem:
To cienkusz, kredą zabielany,
Szykuje za darmochę nuda,
A poprzez półprzejrzystą szmatkę
Sączy się w okno dnia serwatka
I miga w locie wrona chuda.
Ewa Demarczyk - Cyganka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz