Sisters of Mercy - Leonard Cohen

O tej balladzie Cohen napisał: „Powstała w kilka godzin pewnej zimowej nocy w pokoju hotelowym w Edmonton, Alberta. Na tapczanie spały Barbara i Loraine. Pokój wypełniało światło księżyca odbijające się od lodu na rzece North Saskatchewan. Ballada była już dla nich gotowa, kiedy się obudziły".
Jestem pewien, że w momencie powstania tej pieśni umysł Cohena przenikała obrazoburcza myśl, że prawdziwa, a więc bezwarunkowa, miłość jest w określonych warunkach bardziej możliwa z tak zwaną „kobietą sprzedajną", niż zasadniczo z każdą inną. Nie obrażaj się, spróbuj to przemyśleć. Znam dwóch pisarzy, którzy potrafili zrozumieć kobietę — Prousta i Cohena. Obaj twierdzą, że miłość każdej kobiety w nieuchronny sposób zmienia się w kierunku chęci posiadania, co z kolei prowadzi do pojawienia się zazdrości niekoniecznie o inne kobiety. Zazdrości o wszystko: przyjaciół, pracę, zwierzęta, zainteresowania etc. I w tym sensie prostytutka z samej definicji chyba istotnie może być zdolna do prawdziwej, wielkiej miłości. Niestety nie jest łatwo pojąć to komuś o świadomości przesiąkniętej wzorcami obyczajowymi drobnomieszczanina. Komuś kiwającemu ze umieniem głową, gdy Violetta Villas śpiewa, że nie ma miłości bez zazdrości, nie ma zazdrości bez miłości". I dlatego w swoim tłumaczeniu fachowiec przeinaczył kompletnie sens całej ballady. Jego, bo już nie Cohena, bohater stwierdza w zakończeniu, że nie będzie zazdrosny, ponieważ to, co łączy o z sistrami łaskawymi, nie jest miłością. (Maciej Zembaty „Mój Cohen”).


Leonard Cohen - Sisters of Mercy - Siostry miłosierdzia

Maciej Zembaty

Ach siostry miłosierdzia
Są tu wciąż nie wypędził ich nikt
One na mnie czekały
Gdy myślałem, że już brak mi sił
Zapewniły mi komfort
A potem mi dały tę pieśń
Powinieneś zajść do nich
Ty tak długo włóczyłeś się też...

Porzuciłeś to wszystko
Z czym nie mogłeś uporać już się
Od rodziny zacząłeś
A na duszy zakończysz wnet swej
Ze mną było tak samo
Wiem, że może być gorzej niż źle
Gdy nie czujesz się święty
Twa samotność grzesznikiem cię zwie...

One kładły się przy mnie
Ja spowiedź czyniłem im swą
Ocierały me oczy
A ja ocierałem ich pot
Gdy twe życie jest liściem
Zerwanym, miotanym przez wiatr
Swą miłością cię wzmocnią
Pełną wdzięku, zieloną jak sad...

Gdy wyszedłem, już spały
Mam nadzieję, że udasz się tam
Nie pal światła, ich adres
Przy księżycu odczytać się da
Ja nie będę zazdrosny
Gdy one osłodzą twą noc
Inna była ta miłość
A więc wszystko w porządku, ot co
Inna była ta miłość
A więc wszystko w porządku, ot co

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz