Panna z kaprysami - Aleksander Wertyński


Aleksander Wertyński
Panna z kaprysami
Девочка с капризами

Tadeusz Lubelski

Czyta się Schnitzlera, chełpi manierami,
Jesień zwykle mija z mamą w Tuapsé.
Panna z kaprysami, i z wymaganiami,
Panna „jestem inna" i „no cóż pan chce?".

Nikt nas nie rozumie, i kontrola stała,
Mają nas za dziecko – w końcu ma się dość.
Mama wprawdzie nigdy nas nie rozpieszczała,
Lecz na szczęście wiemy już jak swego dojść.

Cierpi przez nas wielu, każdy zauważył;
Latem w Eupatorii dramat miejsce miał:
Otóż Kola Kustikow gram cykorii zażył,
Fakt, że on w gimnazjum, ale chłop na schwał.

Krótszą suknię włożysz – zaraz awantury,
Bona krzyk podnosi, i histeria w krąg.
Te potulne bony – wredne kreatury.
Nie ma z nimi żartów. Gorsze są niż trąd!

Ot, rozpuścić włosy chcesz „na topielicę" –
Nawet tej drobnostki zabraniają ci.
Żadnej tolerancji. Z wszystkich stron restrykcje.
A Sierioża kuzyn – tylko, swołocz, kpi.

On i ruda bona – nie ma rady na nich –
Wszędzie z tobą łażą, ani gdzie się skryć.
Panna z kaprysami… Tak współczuję Pani!
Tylko ja pojmuję, jak to ciężko żyć!

Vladimir Gusev
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz