Anna Achmatowa
Когда лежит луна
ломтем чарджуйской дыни
Leopold Lewin
***
Kiedy księżyc spoczywa — kęs czardżujskiej dyni —
Na skraju okna. Duszność wchodzi między ściany.
Gdy zatrzaśnięte drzwi i dom zaczarowany
Lekkozwiewną gałązką błękitnej glicynii.
I z chłodną wodą stoi z gliny filiżanka,
I czysty śnieg ręcznika, i świeczka woskowa,
Wszystko jak dla obrzędu. Tylko bez ustanku
Wydaje łoskot cisza...
Ze strasznej czarności
Rembrandtowskich kątów
Skłębi się nagle coś i tamże wnet się schowa.
Lecz nie zadrżę, nie zlęknę się, nie powiem słowa.
Tutaj samotność moja pochwyciła mnie w sieci.
Czarny kot gospodyni patrzy okiem stuleci.
I mój sobowtór w lustrze nie udzieli pomocy.
Tak słodko będę spała. Dobranoc, moja nocy!
Когда лежит луна
ломтем чарджуйской дыни
Leopold Lewin
***
Kiedy księżyc spoczywa — kęs czardżujskiej dyni —
Na skraju okna. Duszność wchodzi między ściany.
Gdy zatrzaśnięte drzwi i dom zaczarowany
Lekkozwiewną gałązką błękitnej glicynii.
I z chłodną wodą stoi z gliny filiżanka,
I czysty śnieg ręcznika, i świeczka woskowa,
Wszystko jak dla obrzędu. Tylko bez ustanku
Wydaje łoskot cisza...
Ze strasznej czarności
Rembrandtowskich kątów
Skłębi się nagle coś i tamże wnet się schowa.
Lecz nie zadrżę, nie zlęknę się, nie powiem słowa.
Tutaj samotność moja pochwyciła mnie w sieci.
Czarny kot gospodyni patrzy okiem stuleci.
I mój sobowtór w lustrze nie udzieli pomocy.
Tak słodko będę spała. Dobranoc, moja nocy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz