Jarosław Jar Chojnacki
Pomarańcze w Jeruzalem
Jerzy Andrzej Masłowski
To miało być tylko na chwilę
zwyczajny przystanek w podróży
rozmowa w dworcowej kafejce
ot tak, by się czas nam nie dłużył
Był wieczór i każde z nas gnało
daleko, gdzieś tam, do swych domów
i nagle czas stanął zdumiony
a świat pobiegł szybko do przodu
Pomarańcze w Jeruzalem
miały ciepły zapach zmierzchu,
a my w sobie zasłuchani
w hoteliku na przedmieściu
Zaskoczeni, że tak nagle,
że we dwoje gdzieś w nieznane
twoje oczy były wtedy
tak cudownie niekochane
Wszystko było takie proste:
każdy uśmiech, każde słowo…
po raz pierwszy od tak dawna
byłem sobą, tylko sobą
Stary landszaft, zapach wosku
a na oknie kilka kwiatów…
twoje dłonie były wtedy
jak przeczucie innych światów
To miało być tylko na chwilę
i miało przeminąć bez echa,
bo gdzieś tam za górą, za morzem
na ciebie i na mnie ktoś czekał
I nagle głos jakiś powiedział,
że czasu niewiele zostało
a ja – rozmarzony – wciąż miałem
i nocy, i ciebie za mało
Pomarańcze w Jeruzalem
nagle miały smak agrestu
w głowie czułem tylko zamęt
dzień się budził na przedmieściu
Później było krótkie: żegnaj
a po chwili zrozumiałem,
że bez ciebie już nie umiem…
zimno było w Jeruzalem
Biegłem cały pogubiony
ponad ziemią, ponad niebem
uciekałem… uciekałem
i od ciebie, i od siebie
Czas zaciera tamte chwile
z każdym dniem jesteśmy dalej…
Może kiedyś cię odnajdę
na uliczkach Jeruzalem?
Pomarańcze w Jeruzalem
Jerzy Andrzej Masłowski
To miało być tylko na chwilę
zwyczajny przystanek w podróży
rozmowa w dworcowej kafejce
ot tak, by się czas nam nie dłużył
Był wieczór i każde z nas gnało
daleko, gdzieś tam, do swych domów
i nagle czas stanął zdumiony
a świat pobiegł szybko do przodu
Pomarańcze w Jeruzalem
miały ciepły zapach zmierzchu,
a my w sobie zasłuchani
w hoteliku na przedmieściu
Zaskoczeni, że tak nagle,
że we dwoje gdzieś w nieznane
twoje oczy były wtedy
tak cudownie niekochane
Wszystko było takie proste:
każdy uśmiech, każde słowo…
po raz pierwszy od tak dawna
byłem sobą, tylko sobą
Stary landszaft, zapach wosku
a na oknie kilka kwiatów…
twoje dłonie były wtedy
jak przeczucie innych światów
To miało być tylko na chwilę
i miało przeminąć bez echa,
bo gdzieś tam za górą, za morzem
na ciebie i na mnie ktoś czekał
I nagle głos jakiś powiedział,
że czasu niewiele zostało
a ja – rozmarzony – wciąż miałem
i nocy, i ciebie za mało
Pomarańcze w Jeruzalem
nagle miały smak agrestu
w głowie czułem tylko zamęt
dzień się budził na przedmieściu
Później było krótkie: żegnaj
a po chwili zrozumiałem,
że bez ciebie już nie umiem…
zimno było w Jeruzalem
Biegłem cały pogubiony
ponad ziemią, ponad niebem
uciekałem… uciekałem
i od ciebie, i od siebie
Czas zaciera tamte chwile
z każdym dniem jesteśmy dalej…
Może kiedyś cię odnajdę
na uliczkach Jeruzalem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz