Szanowny Panie Redaktorze!
Znów astry w kubłach za grosze,
na przedmieściu spalona pokrzywa,
kozy jedzą pachnący groszek –
Jesień liście obrywa...
Krótko mówiąc – październik. Nie wiem, jak inni, ale ja jestem po prostu uczulona na jesień. Jakaś taka smutno-wesoła i wrażliwa na pejzaż. Odbija się to szkodliwie na piosenkach, bo porzucam głębsze problemy dla opisów przyrody. Tracę w ten sposób szacunek u osób zasadniczych oraz posłuch u młodzieży, która, jak wiadomo, uczy się od wczesnych lat szkolnych zręcznie omijać opisy przyrody. A mimo wszystko - ta jakaś jesienność jest silniejsza ode mnie...
Proszę spojrzeć do czego to dochodzi:
Znów patrzę jak zasypia moje jezioro
i nie ma na to rady,
choć nie wiadomo skąd się właściwie biorą
w mych stronach te zasady:
- Skąd w ptakach ta odwaga,
żeby daleko tak wlec się,
skąd w chmurach ta powaga,
żeby tak czernieć na wietrze?
A kozioł w nocy krzyczy
i biegnie między sosny
a ja odchodzę z niczym –
aby do wiosny,
aby do wiosny...
Znów patrzę jak zasypia moje jezioro
i nie ma na to rady,
choć nie wiadomo czemu jesienną porą
- ten świat za bardzo blady...
- i gdzie to się zaczyna –
ten chudy dzionek z pajęczyn,
wieczory wśród marynat,
wędrówki tropem zajęczym?...
A kozioł w nocy krzyczy...
Jezioro na mnie patrzy,
moje jezioro,
jak jestem coraz bledsza...
- Dlaczego tak się dzieje
Jesienną porą?...
A może to z powietrza?
- Skąd we mnie ta odwaga,
żeby daleko tak wlec się,
skąd we mnie ta powaga,
żeby tak czekać na wietrze?...
A kozioł w nocy krzyczy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz