Ballada o trzech trubadurach - Wojciech Młynarski


Wojciech Młynarski, Jacek Wójcicki
Ballada o trzech trubadurach


Chcąc, by brzmiał na zamczysku śmiech,
Przed oblicze swe raz
Trubadurów przywołał trzech
Możny kniaź.

Gdy zdołają rozbawić go,
Wezmą worek dukatów,
Jeśli się nie uda to,
Czeka ich topór kata.

Chcąc, by brzmiał…

Pierwszy, pierwszy przy lutni swej
Opowiedział więc jak,
W starej mieszczce zakochał się
Młody żak.

Cały dwór bawił się do łez
Od wasala do ciury,
Lecz po chwili ucichł śmiech,
Książę siedział ponury.

I nim przebrzmiał ostatni dźwięk,
Cały dwór widział, jak
Do śpiewaka przybliżył się
Z wolna kat.

Drugi z nich się ze strachu trząsł
I choć blady był, lecz
Śpiewał w głos o rycerzu, co
Zgubił miecz.

Cały dwór bawił się do łez
Piosnką tą rozśmieszony
Lecz po chwili ucichł śmiech,
Książę siedział znużony.

I nim przebrzmiał…

Pobladł świec różowawy blask,
Za oknami był świt,
Gdy się kłaniał przed księciem w pas
Trzeci z nich.

„Panie – rzekł – wiem, jak zrobić to,
Żebyś z nudów nie ziewał,
Najpierw głowę każ mi ściąć
Potem będę ci śpiewał”.

Cały dwór nagle wstrzymał dech,
A trubadur ten zaś
Złota wór dostał, bo do łez
Śmiał się kniaź.

1968

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz