Leszek Długosz
Muzyka poranna
Budzę się, a tu już Jan Sebastian
Na koźle czeka
Już sunie kawalkada suity
Parskają kontrabasy
Sypią się klawesynowe iskry
A przodem flety! Flety, niczym charty
Rwą na wyścigi
Do tej gospody nad ruczajem
Gdzie karczmarz w progu w pas się kłania.
Z zapałem mknie muzyczna zgraja
Już czeladź biegnie, dudnią stoły
Już cyna brzęczy i miedź błyska
A po zielonej wnet murawie
Ot, chwila, patrzeć, słuchać tylko
Rozprysła się, już poszła kołem
Ta menuetów, allemandów, cała ta
Geometria tańców zamaszysta…
Górą?
Sielanka niewzruszona!
Cerera, macierz rubensowska
I jak przystało — wprost z obłoków
Sypie, w asyście skrzydlatych istot
Girlandy kwiatów i owoców.
Obraz cokolwiek zda się przesłodzony
Za to w konwencji trzyma się dokładnie
Daję słowo — jest biało, złoto
I błękitnie
I nade wszystko barokowo.
O, wielki, zacny jesteś, Janie
I jakże koncept przedni miałeś
Że też to przyszło ci do głowy
W te listopady
W rubieże czasów przepaściste
Zapuścić się…
I pod mym oknem wraz z kompanią
Przystanąć dzisiaj z rana?
Przyjmij ten wierszyk, co poprzez wieki
W podzięce rzucam ci przez lufcik
Imaginacji.
Weź go i przypnij do kamizelki
Albo podaruj tej dróżniczce
Co na rozstajach fal radiowych
Tak cię szczęśliwie skierowała do mnie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz