Leszek Długosz
Fantazja styczniowa
Biało, biało
Głęboko, wysoko
Prawie już się stykają zaspy i obłoki
Cóż, styczeń…
Gdzie nie spojrzysz przez okno
Biały szkwał światem sunie
Zaciągnięty horyzont szeroko.
A tu w oczach zachwycenie?
Srebrna zamieć, olśnienie
Od źrenicy do źrenicy?
No, styczeń…
U framugi okiennej stań rychło
Ze mną patrz synchronicznie:
Chryzantemy i lilie
Mróz na szybie jak wije
Tnie z fantazji przeczystej nam
Srebrnoszkliste, przejrzyste
Czarodziejstwo to zwykłe.
Zwykłe, może niezwykłe
Z czarodziejstwem tak zwykle
Kiedy styczeń jest styczniem
I herbata gdy jaka?
Wonność z dalekiego świata
Mocnym łykiem podbita
Więc namiętnie gorąca
Z okowitą gdy pita.
I niedziela, cóż ona?
Leciuteńko wstawiona jak muzyka Mozarta
Rozmarzona upływa…
W tej fantazji przyokiennej
(Przyokienno styczniowej)
W styczniu bywa, no bywa…
I gdy jeszcze ktoś obok
Lub na odwrót — przy „ktosiu”, no kto?
Świat za szybą drży cały
W turbulencji śnieżnobiałej
A tu w głębi ciepły piec, cichy port
Nooo…
No… i co?
Fot. 1. Alexander Volkov
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz