Odkrycie czerwcowe - Leszek Długosz

Leszek Długosz
Odkrycie czerwcowe

Na końcu czerwca we wsi Dosłońce
Na skraju pola w kolonii maków
Jeden był taki…
Zajrzałem
Kolana się ugięły na widok majestatu:
W rozchylonym wnętrzu makowego pawilonu
Na najdelikatniejszych we wszechświecie poduszkach
Nie ma słów, żeby oddać subtelność materii
Barw walory
Leżał sobie - czyli mieszkał
Zieloniutki jak zielony groszek
Konik polny.

W letnie popołudnie kołysał się rozmarzony
Jak ktoś na hamaku.
Rewelacja!
To znaczy więcej, niżby zobaczyć
Motyla na róży?
Mrówkę w przepastnych kanionach piwonii?
To może jakby maharadżę ujrzeć
W czarodziejskim pałacu
W zaczarowaną godzinę wschodnich ceremonii?
Pomyśleć…
Umarłbym, nie odkrywszy obok
Możliwości i piękna takiego tu
Ziemskiego lokum…

O, lato…
Dniu po horyzont zbożem falujący
Wzgórze, gdzie pod kaskadą bzu czarnego
Z wiatrem w objęciach się barłożę…
Czy to nie na pamiątkę czerwcowych pocałunków
Ziemi i Słońca
„Dosłońce” nazwę na tobie ktoś położył?

Lato
Dniu i godzino…
I ty, zielny maharadżo
W makowym swym pałacu -
W taką to chwilę wszystko to jest moje?
W tę oto chwilę…

Fot. Jose Manuel Gonzales Iglesias
Obrazy: Nancy Medina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz