Elżbieta Adamiak Pozwól mi pozbierać łzy Jacek Cygan
Nie mylisz się - odchodzę
Zostawiam ci ten dom
Choć droższy mi niż ty
Nie będzie listu, nie będzie scen
Jest zresztą tamta płyta
Na koniec pozwól mi pozbierać tylko łzy
Pozwól mi pozbierać łzy
Które przez te lata tak hojnie
Porozrzucałam po domu, tak spokojnie
Jakby łzy miały moc czynienia dobrze
I tak wiernie - jakbym żal
Chciała ukryć bezpowrotnie
W szparach desek, po szufladach
Byś nie widział, nie udawał
Gdzieś skrzypią drzwi wypaczone
Tak często z drzwiami jest
I z ludźmi - widać - też
Nie musisz mówić nic
Jest zresztą tamta płyta
Na koniec pozwól mi pozbierać tylko łzy
Pozwól mi pozbierać łzy...
Pozwól mi pozbierać łzy
Które przez te lata tak hojnie
Porozrzucałam po domu, tak spokojnie
Jakby łzy miały moc czynienia dobrze
Miały moc czynienia dobrze...
Moje sny jak mchy nad rzeką
Pełne są podskórnych przeczuć
Choć twój oddech obok mierzy czas
Mój niepokój nie śpi, nie śpi strach
Zbieram krzywdy, które sprawił dzień
To jest mój sen
Rzucam w ciemną noc
Mych życzeń pełną dłoń
Zapłakać każdy żal jak swój
Zagłuszyć każdy krzyk i ból
Wyśpiewać jasny dom dla tych
Co chcą chronić oczy od łez
Wybłagać dobry znak złym dniom
Odkłamać tyle spraw, zetrzeć brąz
Uwierzyć w łańcuch rąk
Przez lęk, przez mrok
Tak naprawdę czystych rąk
Cóż ja mogę chcieć na życie żyjąc
Już nerwy plączą sieć, ściskają szyję
Kiedy krzyk twój ciszę tnie na pół
Czy to strach tak wali czy mój puls
Zbieram siły, koszmar przegnać chcę
To jest mój sen
Rzucam w ciemną noc
Ostatnich życzeń grosz
Zapłakać każdy żal jak swój
Zagłuszyć każdy krzyk i ból
Wyśpiewać jasny dom dla tych
Co chcą chronić oczy od łez
Wybłagać dobry znak złym dniom
Odkłamać tyle spraw, zetrzeć brąz
Uwierzyć w łańcuch rąk
Przez lęk, przez mrok
Zbierać prawdę i gniew
Utracić, by ocalić sens
Pokochać z całych sił, zawstydzić śmierć
Wyprosić taki glejt, żelazny list
Że normalnie można żyć...
Chcę zapomnieć tamte lata
Które czas nam pozaplatał
W ciasny warkocz chmurnych dni
I chłodnych nocy
Spakowałam wszystkie słowa
Których nie chcę już żałować
Szukam siebie ku pomocy
Szukam siebie, szukam siebie
W chowanego grą zmęczona
Zmęczona więcej
Szukam siebie, bo zgubiłam życia sens
I nie wiem czym nakarmić moje głodne serce
Szukam siebie, szukam siebie
Zagubionej wśród salonów świata
Prosto z nieba spadła gwiazda, niepotrzebna
Wypalona żarem uczuć przez lata
Między nami krata wspomnień
Idziesz tęsknić, ja zapomnieć
Bo tęsknota rozmieniła mnie na drobne
Zbieram skrzętnie grosz za groszem
O skarbonkę już nie proszę
Zbieram siebie na dobre
Mej miłości bezwzajemnej
Rozsypanej twoim hojnym gestem
Nie pozbieram już, dość ma w oczach twych litości
Moje dumne choć niepełnosprawne serce
Zbieram siebie, zbieram siebie
Czas poczeka choć uciekły lata
Nie dla ciebie już otworzyłam w sercu konto
Na które wpłacam siebie w ratach
Zbieram słońca i księżyce
I zwieszam je nad swoim życiem
Zbieram gwiazdy aby ujrzeć w mroku duszy
Zakurzone drogowskazy wzruszeń
Obrazy: Ewa Świtała
Ruszaj w drogę, świat cię woła, już cię wzywa
Dzień promienny, noc mrukliwa
Całe dobro chce ci podać rękę szczodrą
Zło wyciąga i po ciebie dłoń swą podłą
Świat to ogród - trawy, ptaki, słońce, obłok
Drzemie tam zmęczone dobro
Świat to ogród, a gdzie gąszcza, mroki, cienie
Zło się czai, zło nie drzemie
Zapamiętaj tylko to - dobro, zło
Szukaj przygód, a nie minie cię nagroda
Do honoru sławy dodaj
Ruszaj w drogę, świat cię woła, już cię wzywa
Dzień promienny, noc mrukliwa
Przed złem chroni na tym świecie wielka pieczęć
Nie osoby jakieś trzecie
A sam król pieczęcią włada
Zło nie drzemie, zło się skrada
Zapamiętaj tylko to - dobro, zło
Elżbieta Adamiak Nie zostało ci już po mnie prawie nic Andrzej Poniedzielski
Z tamtych paru wygranych w zielone dobrych lat
Z przemienionych w płomienne androny tamtych dni
Nie zostało ci już po mnie nic
Nie zostało po mnie prawie nic
Nocą, gdy śpisz, przymierzam te dni
Przed szarym lustrem stoję
Nie są złe, nie brudzą się
Niedrogie są - a już nie moje
Z tamtych kilku złowionych w mętliku dobrych lat
Ze służebnych i dobrowróżebnych tamtych dni
Nie zostało ci już po mnie nic
Nie zostało po mnie prawie nic
Nocą, gdy śpisz...
Może nawet i wiedział, co robi, stary świat
Nie wiem nawet, czy dzisiaj dobrze wie
Że nie zostało ci już po mnie nic
Nie zostało po mnie prawie nic
Nie zostało ci już po mnie nic
Nie zostało po mnie nic
Oprócz mnie
Elżbieta Adamiak Ciężko nieść - rzucić żal Andrzej Poniedzielski
Zbieram życzenia - te z gór i świąt
I inne dowody, że jestem
Składam wspomnienia jak talię kart
Znaczonych dobrym gestem
Marzenia, zmyślenia, sny pod wiatr
Uśmiechy ludzi i losu
Zbieramy, składamy - może to cel
A może tylko sposób
Cały ten kosz, cały kram
To wszystko moje, to mam
Mój bagaż na moją dal
Ciężko nieść, rzucić żal
Cały ten kosz, cały kram
Nie oddam tego, bo mam
Przepraszam - muszę z tym przejść
Rzucić żal, choć ciężko nieść
Zbieram, wybieram szczęśliwe dni
Wczoraj liczyłam - mam siedem
Składam, układam wyśnione sny
Sny o nim, bo jest taki jeden
Marzenia, zmyślenia...
Biała konewka z wikliny
Rubin z napisem "Ruch"
Słoiczek prądu z Soliny
Rozkład odlotów much...
Elżbieta Adamiak Kubuś Łezka Andrzej Poniedzielski
W bardzo mokrej łez krainie
Gdzie jest wszystko bardzo słone
Nawet jabłka i brzoskwinie
Gdzie jest wszystko bardzo tanie
Bo jest w opłakanym stanie
Pewien dobry duszek mieszka
Kubuś Łezka
Przy nim dobre sny się dzieją
Burza przy nim się rozchmurza
A złe wiatry przed nim wieją
Słońce chce mu zrobić szalik
Bo na trąbce gra wspaniale
Świetnie zna się na czereśniach
Kubuś Łezka
Czasem, kiedy przyjdzie do mnie
Smutki stają się tak małe
Że już łatwo je zapomnieć
Żale trzy naburmuszone
Rozglądają się za domem
Złe, że śmiał je ruszyć z miejsca
Kubuś Łezka...
Elżbieta Adamiak Krakowska ballada Jerzy A. Masłowski
Jesienią trzeba zajrzeć do Krakowa
Gdy kwitną arrasy u kwiaciarek
A święci mistrza Wita mają włosy
Złotymi bajglami przewiązane
Zagubić się wśród ulic i zaułków
I kupić anioła drewnianego
I trzymać go za skrzydła, by nie uciekł
Z obłokiem gołębi gdzieś pod niebo
Póki jeszcze małe piwko jest pod bokiem
Póki jeszcze słychać Szalom na Szerokiej
Póki wciąż Floriańska Brama wszystkich wita
Póki czas secesji w popiół nie rozsypał
Póki jeszcze hejnalista gra z pamięci
Póki wiatr dorożkom wszystkie koła kręci
Póki nad Plantami widać skrawek nieba
To do szczęścia nic nie potrzeba
Póki nad Plantami widać skrawek nieba
To do szczęścia nic, naprawdę, nie potrzeba
Pożegnać przedostatni klucz żurawi
Gdy w ciszy za góry odlatuje
Posłuchać muzykantów, później wiatru
Co nowe ploteczki rozdmuchuje
A nocą usiąść w knajpce, tej na Rynku
Gdzie jeszcze siaduje Piotr - Czarodziej
A wokół krążą elfy i rusałki
I wypić wódeczkę za ich zdrowie... Obrazy 1, 3: Mirosław Szeib
Maryla Rodowicz, Jan Kobuszewski Dzięcioł i dziewczyna Konstanty Ildefons Gałczyński
Dzięcioł w drzewo stukał,
dziewczę płakało;
dzięcioł w drzewo stukał,
dziewczę płakało;
dzięcioł w drzewo, proszę, proszę,
a dziewczynie łzy jak groszek
albo jak te perły,
względnie kakao.
Jechał premier drogą,
śle dworzanina;
jechał premier drogą,
śle dworzanina;
wraca dworzan (radca Żaczek):
- Dzięcioł puka, dziewczę płacze.
Drży, bo nie wie, dobra
czy zła nowina.
Struchlał dwór w ogóle,
jak w takich razach;
struchlał dwór w ogóle,
jak w takich razach...
- Hej! - huknął premier w lesie,
zapisał coś w notesie,
zapisał coś w notesie
i jechać kazał.
Wyspy Dobrej Nadziei Zaproszenie na wycieczkę Konstanty Ildefons Gałczyński
I
Sobota. Godzina trzecia.
Ach, jaki piękny świat!
Motyl z szuflady wyleciał
i wietrzyk przez okno wpadł.
Piosenka w szalonej głowie
szumi jak młody las.
Za miasto, za miasto, panowie,
wędrujmy w majowy czas.
"Na majową wycieczkę!"
śpiewaj ze mną i mrucz.
Zostaw suszkę i teczkę,
zamknij biurko na klucz;
popatrz tylko na drzewa,
na te brzozy i bzy;
bez kwitnie, wilga śpiewa,
kwitnij, śpiewaj i ty.
II
Na szosie, szerokiej szosie
ileż młodzieńczych snów!
Boso pójdziemy po rosie,
kapelusz rzucimy w rów.
Z odkrytą głową na wietrze
miło tak razem iść.
Pachnie majowe powietrze.
Tańczy brzozowy liść.
"Na majową wycieczkę!"
śpiewaj ze mną i mrucz.
Zostaw suszkę i teczkę,
zamknij biurko na klucz;
popatrz tylko na drzewa,
na te brzozy i bzy;
bez kwitnie, wilga śpiewa,
kwitnij, śpiewaj i ty.
III
A kiedy wieczór odświeży
łąkom rozgrzane źdźbła,
do romantycznej oberży
zawiedzie nas ścieżka pstra.
Świerszczyk zaćwierka w kominie.
Nietoperz wzleci nad mur.
I pełny księżyc popłynie,
jak okręt przez porty chmur.
"Na majową wycieczkę!"
śpiewaj ze mną i mrucz.
Zostaw suszkę i teczkę,
zamknij biurko na klucz;
popatrz tylko na drzewa,
na te brzozy i bzy;
bez kwitnie, wilga śpiewa,
kwitnij, śpiewaj i ty.
Wyspy Dobrej Nadziei Modlitwa do Anioła Stróża Konstanty Ildefons Gałczyński
Aniele Boży, Stróżu mój,
do żony mojej steruj
na swej łódce z niebieskiego papieru
i powiedz jej, że kocham ją,
Aniele Stróżu mój.
Muśnięciem piór w kolędę zmień
troski jej wszystkie ziemskie,
a rozsyp przed nią twoje srebro betlejemskie,
miękkie jak zieleń serce jej
raduj spokojnym snem.
Aniele Boży, uczyń mnie
chociażby niskim progiem,
ale szkarłatnym pod jej stopy drogie,
i w próg tchnij śpiew na chwałę stóp,
Aniele Stróżu mój.
Wyspy Dobrej Nadziei Ty mnie, miła Konstanty Ildefons Gałczyński
Ty mnie, miła, czym prędzej zawieź
gdzieś nad morze albo i na wieś,
żeby przestwór był albo pszczoły,
żebym patrzył na ciebie wesoły,
żebym serce miał znowu czerwone,
a nie czarne i zatrwożone.
Ty mnie, miła, ucisz jak rannego,
powróć sen zmęczonym powiekom.
Ja ci za to kiedyś instrumenty
wszystkie zbiorę najsłodsze, najtkliwsze.
Ja ci za to dam firmamenty
i obłoki najurodziwsze,
strumień kręty i motyla na dnie,
żeby głowie twojej było ładnie.
Irena Kwiatkowska Sierotka Konstanty Ildefons Gałczyński
I
Isia ma tatusia,
Busia - mamusię,
Cicia - ciocię, Zosia - stryja,
ja jestem niczyja
We dnie sama,
w nocy sama,
ciemna brama,
wołam: - Mama!
Biedna sierotka,
maskotka, idiotka,
taty nie ma, mama w Kopenhadze,
cóż ja na to poradzę?
II
Inne dzieci mają hulajnogi,
gwiazdkę w niebie, w proszku mleko,
ja nie mam niczego
W nocy ponuro, we dnie biuro,
łza mi płynie po maszynie,
Pisze: sierotka, maskotka, idiotka
tata zginął, mama w Kopenhadze,
cóż ja na to poradzę?
III
Raz mi się podobał pewien poeta,
co tak głośno recytował,
aż spadła roleta
rzekł mi: - Jest pani z portretu Goi,
lecz niech się pani,
rzekł, nic nie boi.
Jutro, proszę pani, dostanę przydział,
czegoś podobnego jeszczem nie widział.
Nawet zajączki, nawet pajączki
lubię popieścić nóżki i rączki,
nawet o chłodzie, nawet o głodzie
wszystko się, proszę pani, kocha w przyrodzie.
więc niechże pani się w sobie przełamie,
mama w Kopenhadze, cóż to szkodzi mamie?
Będą dla ciebie gwiazdkę i mlekiem,
byłaś dziewicą, będziesz człowiekiem.
Ja cię poprowadzę pewną drogą,
będą twoją wierną hulajnogą.
Na cóż ma zwiędnąć ta śliczna szyja,
po cóż, sierotko, masz skonać niczyja?
Zastąpię tobie mamę i stryja -
w ten sposób mnie natrajlował:
Biedną sierotkę,
maskotkę, idiotkę,
taty nie ma, mama w Kopenhadze,
cóż ja na to poradzę?
Wyszedł rano, bardzo wcześnie
a ja ciągle byłam jak we śnie...
Nagle - patrzę: nie ma - "Omega”,
a ze ściany ścienny (fiut!) zegar;
puszka z mięsem pod kredensem,
jedna płyta znakomita,
jedwab (dwa metry),
cztery swetry,
trzy rowery, cztery pullovery;
znikł medalion z taką konwalią,
szmaragd z Jawy, osiem kilo kawy,
jeszcze baleron wisiał na haku,
jeden Matejko i dwóch Kossaków,
i 2000 dolarów.
Irena Kwiatkowska Piosenka Hermenegildy Konstanty Ildefons Gałczyński
A więc nie jestem już samotna
(Poetka dziękuje za dziesiątki tysięcy listów
i telegramów imieninowych)
A więc nie jestem już samotna
Jak nieraz się zdawało mi
Więc niech ta pierwsza słodka zwrotka
Powie jak serce moje bi(je)
W drugiej zwrotce waleriany
Kiedy zażyję, by się uuu (spokoić)
Pozdrawiam, kraju, cię, kochany
Pozdrawiam czulej niż Lu lu lu... Madame Loulou
Trzecią zaś zwrotką ja bym chciała
Zwrócić uwagę Państwa na
Królewski przepych mego ciała
Które to ciało mówi A...
Lecz właśnie B nikt nie chce wyrzec
Bez tego B jakże mi źle!
Siedlce, Białystok i Międzyrzec
Też nie poznały się na mnie!
A ja bym chciała, jak fontanna
Bić, śnić, z Masonem grać
W stukułkę
(James Mason, profesjonalny amant filmowy,
bóstwo kobiet)
Niestety, jestem właśnie panna
I to przez Alojzego Gżegżółkę...
Na szydełku, na szydełku, na szydełku
Umiem robić i chustkę, i szal
Ale czasem, gdy splączę, zaplącze się nić
Jednego mi robi się żal
Czemu młodość trwa krótko i znika we mgle
Żyło się, ha ha ha, było się i adieu
Były kwiaty i motyle
Ale chwilę, tylko chwilę
Czy pamiętasz tę azalię
Już umarła, a mnie żal jej...
Na szydełku, na szydełku, na szydełku
Umiem zrobić i sweter, i koc
Ale czasem, gdy splączę, zaplącze się nić
Samotna wydaje mi się noc
Jeszcze tli się iskierka gdzieś w sercu na dnie
Żyło się, ach, było się i adieu
Były walce i kadryle
Ale chwilę, tylko chwilę
Czy pamiętasz tę azalię
Już umarła, a mnie żal jej
Czy pamiętasz tę azalię
Już jej nie ma, a mnie żal jej
Nogi, nogi, nogi roztańczone,
Tańczą nogi, tańczą, jak szalone.
Kto je ma? Właśnie ja!
Każdy krok mój, to taneczne "pas".
Od kankana, polki, aż do walca,
Piruety, pozy i na palcach.
Grand battement, pas de chat, baletnica - voila!
Rządził wtedy car Mikołaj numer Dwa,
Gdy w balecie u Zajlicha byłam ja.
Od tej pory w sercach męskich robią zamęt
Moje nogi i taneczny temperament.
W gdy fach posiadłam dostatecznie już
wprost z opery wzięli mnie do Moulin Rouge
Angaż miałam pod kogutem w Eldorado
I tournee wspaniałe Łowicz- Kutno- Radom.
Nogi, nogi, nogi roztańczone,
Tańczą nogi, tańczą, jak szalone.
Kto je ma? Właśnie ja!
Każdy krok mój, to taneczne "pas".
Od kankana, polki, aż do walca,
Piruety, pozy i na palcach.
Grand battement, pas de chat, baletnica - voila!
Po ulicach to ja chodzę zawsze jak
Po jeziorze tym łabędzim biały ptak.
A i dzisiaj jeszcze zamiast wnuki niańczyć
Ja o jednym tylko marzę: tańczyć, tańczyć!
A gdy w końcu przyjdzie taka chwila, że
Święty Piotr do siebie już zaprosi mnie,
To do nieba też tanecznym pójdę krokiem,
Jeszcze piękny szpagat zrobię pod obłokiem.
Takie nogi panie to majątek
Chciałbym mieć pod rybkę w każdy piątek
Niech pan ma a na wa
Niech Makosia nogi panu da.
Ja nie lubię w galarecie nogi
Niech Makosia raczej da mi nogi.
Mi nogi dwie niech zje
I do tego wódki dwie...
Hallo Szpicbródka...
Plakat: Andrzej Klimowski
Znajomy mój pewien szach
Szach, szach, szach
W złocie miał pałac swój
Forsy miał, że aż strach
Wzięcie przeto u pań
Miał, że ach, proszę was
Każda mdlała, gdy nań
Szach, szach, szach spojrzał raz
Mimo to tenże szach
Szach, szach, szach chandrę miał
Ze swej fortuny po całych dniach
W głos się śmiał
Lekarz mu wmawiał, że
Chandra petrochemiczna go ssie
Marniał szach
(Ach, marniał szach)
(Marniał, ach, szach, szach, szach)
Jak motylek, co bez tchu
(Marniał, ach, szach, szach, szach)
(Marniał, ach, szach, szach, szach)
Pada, gdy
(Marniał, ach, szach, szach, szach)
(Marniał, ach, szach, szach, szach)
Na skrzydełka sypnąć mu D-DT
Uf!
Problem był w tym
Że ów szach ani rusz
Nie miał czym, nie miał czym
Popodlewać swych róż
Sławnych różdżkarzy szach
Powylewał na łeb
Marniał na jego gazonie
Róż pyszny szczep
Bo gdzie w gazonie
Dziurki nie zrobił, to z niej
Nafta ciur-, nafta ciurkiem tryskała, że hej
Marniał szach, czując, że
Chandra petrochemiczna go zje
Marniał szach...
Szach, szach, szach
Ledwie dysząc bez sił
Ciżbę fisz, ciżbę fisz
W progi swe sprosił był
Z szachem ciż, z szachem ciż
Jęli w ruletkę rżnąć ile tchu
Ojej!
I przegrał szach do tych fisz
Z zimną krwią: róż swych klomb
Siedem żon, pałac, tron, służbę swą
I te dziurki, co ciurkały, i nawet fez
Przegrał też
Po czym w pląs
(Ach, odżył szach)
(Odżył, ach, szach, szach, szach)
Ruszył jak motylek, co
(Odżył, ach, szach, szach, szach)
(Odżył, ach, szach, szach, szach)
Pląsa, gdy
(Odżył, ach, szach, szach, szach)
(Odżył, ach, szach, szach, szach)
Letni wietrzyk muśnie go
I jako już były szach
Szach, szach eks
Zmienił adres i fach
I karierę swą zwekslował na inny tor
Lecz na ile go znam
Wciąż ma względy u fortuny
Tudzież u dam
By swych róż podlać klomb
Wreszcie ma wody dość
Mieszka - nie pomnę już -
W kawalerce czy coś
I na perskim dywanie, co ostał się mu
Szach, szach, szach cza-cza-cza
Tańczy ze mną bez tchu
Zwłaszcza zaś cieszy się
Że nam nafta nie tryska byle gdzie
Ach, co za spotkanie! Jak się masz?
Jak u mnie? Niczego.
Za to ty strasznie schudłeś,
Z mężczyzny zrobił się kij.
Nigdzie cię nie widać,
Nie bywasz, nie dzwonisz. Dlaczego?
A, podobno żyjesz z Terenią, winszuję, żyj.
Niech ci będzie, na zdrowie,
Nic ci więcej nie powiem,
Reszty dowiesz się sam,
Kiedy będzie za późno już.
Mnie się ona podoba,
Bardzo miła osoba.
Że opinię ma złą?
Nic dziwnego, no cóż:
Żył z nią Władek i Tadek,
Z Romkiem miała wypadek.
A ten biedny nasz Stach
Ile przez nią zniósł. (Ole!)
Znam ja dobrze to ziółko,
Jestem jej przyjaciółką,
Wierz mi: wydra skończona i szlus!
Obgadywać jej nie chcę,
Nie lubię i tego nie żądaj.
Choćbyś ukląkł przede mną,
Nie puszczę już pary z ust.
Zresztą jestem rada,
Że taka o zębach wielbłąda
Także mogła, bidulka, utrafić w czyjś gust.
Niech ci będzie, na zdrowie,
Nic ci więcej nie powiem,
Każdy z nas ma swój smak,
Aale koń by ze śmiechu pękł.
Wiek w metryce fałszywy,
Za to zez jest prawdziwy.
No, platfusy to nic,
To ma nawet specjalny wdzięk.
Mama, jeśli pamiętam,
Też nie była zbyt święta -
Po Tereni to znać, to się ma we krwi!
Jej tatuś - nie do życia,
Gdy jednak wrócił z kicia,
Lepszy i tak, łobuzie, niż ty!...
Wiesz, co ci jeszcze powiem?
Zostaw lepiej tę małpę i wróć!