Beata Rybotycka
Ballada podjesienna
Józef Baran
O przemijaniu szemrzą trwożnie drzewa
To z niepogodą pogoda się spiera
Wieje od wron w kondukcie za słońcem
Toczy się drogą słonecznika głowa
Ktoś dziurę w niebie po kimś opatruje
Bandażem zniczów w cmentarnej alei
Kurczą się listków serduszka na trawie
W sercach piołunu więcej od nadziei
Gdzie siódme nieba malowane w wierszach
I gdzie miłości pieniące się w pieśniach
Lato rozbłysło i lato zszarzało
A w nas wciąż czegoś za mało, za mało
Bo wszystko miało być o niebo lepsze
Tak zapewniały nas promienne wiersze
Dlatego serce jak szczenię skowyczy
Do gwiazd, gdy nikt go nocą nie posłyszy
Słowo za słowem poeta rozwiesza
Tkając na wietrze słoneczne arrasy
I wciąż realność z baśnią mu się miesza
Wisi jak pająk rozpięty nad światem
Więc czemu serce tym wyśnionym światom
Zawierza mocniej niż prawdzie na jawie
Choć czas rozrywa sieci poematu
A drzewa wieszczą lata przemijania...