Jerzy Połomski Wszystko dla pań Jonasz Kofta, Adam Kreczmar
Gdy w gąszczu drzew ptaków śpiewanie,
wiatr niesie siana woń od stogu,
zwykle zadaję sobie pytanie:
dla kogo to wszystko, dla kogo?
Owocem ciężkim wonne lato
toczy się w trawę soczystą,
czy jest odpowiedź jakaś na to:
dla kogo, dla kogo to wszystko?
Wszystko dla pań – konsumentek miłości,
wszystko dla pań – a wszystkiego nie dość im,
taki los, więc użalam się nań – wszystko dla pań.
Wszystko dla pań – sprawnych matrymonialnie,
wszystko dla pań – a dlaczego nic dla mnie,
losie zły, trochę lepszy się stań,
wszystko dla pań, wszystko dla pań.
Urody życia jasne pejzaże,
gdy nie ma ich, na ogół bledną
i ulegamy pań zwiewnym szantażom,
wciąż mając w pamięci to jedno,
więc kłaniam się, tańczę, całuję rączki,
pełen zachwytu i werwy,
choć z nóg mnie zwala atak gorączki,
ja muszę, ja muszę bez przerwy.
Wszystko dla pań – ta wiosenna nadczynność,
wszystko dla pań – na gorąco, na zimno,
z życia licznych przekąsek i dań – wszystko dla pań,
wszystko dla pań – czego chcą, czego dotkną,
wszystko dla pań – nawet moja samotność
i te noce bezsenne wśród łkań,
– wszystko dla pań, wszystko dla pań.
Jak to się stało, że cię sercem szczerem
tak pokochałem jeszcze przed weselem,
jak to się stało, że nim meble wnieśli,
tyś tylko o mnie, i w sercu, i w pieśni?
Tyś jest skrzypem bramy zamkniętej do rana,
tyś jest bezlitośnie, okrutnie ta sama,
tyś jest bzu zapachem i liści szelestem
tyś jest – ale czy ja na pewno jestem?
Jak to się dzieje, że żal serce nieci,
choć przyszła nuda, a za nią i dzieci,
jak to się dzieje, dolo nieszczęśliwa,
że tyś jest zawsze, a ja tylko bywam?
Tyś jest łyżką cukru w herbacie codziennej,
tyś jest, choć nie widzę nie słyszę, a nie mniej:
tyś jest myszą w ścianie, co nocą chroboce,
tyś jest moim światłem, poduszką i kocem.
Tyś jest tym, czym byłbym,
gdy byłbym w tym lepszy,
tyś jest – tylko oczu, już oczu tak nie trzyj,
tyś jest – moja muza, kochanka i temat
tyś jest – zdaje się, że jej już nie ma…
Jerzy Połomski Taką cię mam, jakiej cię chciałem Adam Kreczmar
Kiedy samotność letnią strugą
odpływa dzień po dniu
i kiedy wszystko trwa za długo
oprócz snu,
pytam zdumiony,
pytam skruszony,
pytam w pokorze:
jak to być może?...
Taką cię mam, jakiej cię chciałem,
a już nie wiosna, tylko jesień.
Taką cię mam, jakiej cię chciałem,
a innej chce się, a innej chce się.
Coś przegapiłem, zapomniałem,
nie strzegłem, nie dopilnowałem,
nie wyczytałem nic ze spojrzeń
i już nie zdążę, i już nie zdążę.
W bezbrzeżnym morzu wyobraźni
każdy coś złowić chce
i ludziom z tym na ogół raźniej,
a mnie nie.
Nic już nie myśląc,
z lekką walizką
biegnę na dworzec,
jak to być może?...
Takiego masz, jakiegoś chciała,
ale mnie po peronie nie goń.
Takiego masz, jakiegoś chciała,
a chcesz innego, a chcesz innego.
Coś przegapiłaś, zapomniałaś,
nie strzegłaś, nie dopilnowałaś,
aż spadło to w pustkę i ciszę…
Pisz, ja napiszę, pisz, ja napiszę.
Jerzy Połomski Nie mów mi prawdy kochanie Adam Kreczmar
Być może nie jestem piękny
Jak polnej róży pąk
Być może nie ma chętnych
Żeby mnie wziąć do rąk
Może piję za dużo
Co się nie zdarza różom
Lecz jeśli nawet tak jest
Zrób przecie mały gest
I nie mów mi prawdy, kochanie
Choć kusi, oj, jak kusi
Nie mów mi prawdy, kochanie
Nie musisz
Przecież, panowie, panie
Nic się złego nie stanie
Gdy ktoś czasami skłamie
By milej było nam żyć
Być może i mnie na koniec
Zanudzi miłość twa
I gdzieś po świecie pogonię
Za tym, co w sercu gra
Może spotkam dziewczynę
Której już nie ominę
Lecz jeśli to zdarzy się
Możesz mi wierzyć, że
Nie, nie powiem prawdy, kochanie
Choć kusi, oj, jak kusi
Nie powiem prawdy, kochanie
Znać jej nie musisz
Nie powiem nic, kochanie
Nic się złego nie stanie
Ścisnę zęby i skłamię
I możesz na mnie liczyć...
Jerzy Połomski Miłujcie tedy ile chcecie Adam Kreczmar
Komu zależeć może na tem
Żeby kobiety nie bić kwiatem
Żeby całować ją po rękach
Włóczyć po wierszach, po piosenkach
Żeby ją stawiać na piedestał
Na którym nie wiem kto już nie stał
I żeby czci podarkiem płonym
Darzyć kobiety, dziewki, żony
Miłujcie tedy, ile chcecie
Miłujcie tedy, ile w mocy
Bo na tym nierozważnym świecie
Tyle się pustych zbywa nocy
Miłujcie tedy, ile chcecie
Miłujcie tedy, ile wola
Bo na tym nierozważnym świecie
Jedna dla mężów, niewiast dola
Komu zależeć może na tem
Żeby kobiety nie bić kwiatem
Żeby ją kochać słowem pustym
Zapomnieć oczy, ręce, usta
Tęskniąc troszeczkę - wolną chwilą
Równać ją z kwiatem czy z motylem
Prowadzić w pusty park jesieni
Dziewczyny, które chcą się żenić
Miłujcie tedy, ile chcecie...
Komu zależeć może na tem
Żeby kobiety nie bić kwiatem
By na miłości krzew kolczasty
Patrzeć niechętnie jak na chwasty
Hodować kwiaty i płeć słabą
Bo róża różą - baba babą
By piął się męski gniew jak powój
Wyżej i wyżej - do rozwodu
Miłujcie tedy, ile chcecie
Miłujcie tedy, ile w mocy
Bo na tym nierozważnym świecie
Tyle się pustych zbywa nocy
Miłujcie tedy, ile chcecie
Miłujcie tedy, ile siły
Bo na tym nierozważnym świecie
Trzeba coś robić, by był miły
Nie przyznam się do swoich wad
Że mi się źle ułożył świat
To może wina świata, a może moja
Do swoich strat, do swoich klęsk
Do marzeń, co straciły sens
Do moich licznych wad
Nie przyznam się
Nie wiem, co przynieść ma mi czas
Długi wiek, piękną starość
Czy może wymierzy karę
Za to, że dziś trochę wiary mi brak
Nie przyznam się do swoich łez
Bo wiele lat uczono mnie
Jak nie przyznawać się i jak przetrzymać
Nie przyznać się, co niesie lęk
Przetrzymać noc, przeczekać dzień
Do moich licznych łez nie przyznam się
Nie przyznam się do swoich słów
To było znów nie to, co chciałem wyznać
Ten próżny żal, spóźnione łzy
Gdy je przypomnisz mi
Nie przyznam się...
Moja – bo jak cię nazwać w taką noc bezsenną,
Moja – bo przecież czyjaś musisz być na pewno,
Moja – bo kto tak chodzi za tobą po ciemku,
Moja – wystarczy sięgnąć, by cię dotknąć ręką.
Niebo nad nami za małe,
Za ciasne nasze pokoje,
Ja już o ciebie nie stoję,
Ja już cię przecież dostałem.
Nie ma już nocnej tęsknoty,
I nie ma powodów do smutku,
Pod naszym oknem cichutko
Koty się włóczą po nocy
Moja – a to ma znaczyć, że nie wyjdziesz stąd dziś,
Moja – chyba wiesz o tym, chyba się pogodzisz,
Moja – bo przecież każda czyjaś w końcu bywa,
Moja – czy mi cię wolno tak teraz nazywać?
We śnie tym cichym i białym
Przeglądam się niby w lustrze,
Ja już cię przecież dostałem,
Ja już cię przecież nie puszczę.
Nie ma tęsknoty i głodu
I białej nocy już dość mi,
A jeszcze nie ma powodu
Do tej największej radości
Czy moja?
Adam Kreczmar Daj, czego ci nie ubędzie, byś najwięcej dała
Daj, czego widać żadna przedtem dać nie chciała
Daj, co mi wzrok sczerwieni i serce połechce
Daj, czego chcę od ciebie, a od innych nie chcę
Daj mi to miejsce na dłoni, którego nikt nie całuje
Daj, co zostało ci po nim, po tym, którego żałujesz
Daj mi to miejsce na twarzy, gdzie szminki ci nie starczyło
Mnie to zupełnie wystarczy, ja z tego zrobię miłość
Daj, rankiem daj niebieskim, daj wieczorem długim
Daj, przecież zawsze możesz nie dać po raz drugi
Daj, czego już nie oddam, daj mi prosto w ręce
Daj, czego ci nie zabraknie, choćbym wziął najwięcej
Daj mi to miejsce przy sobie, na które patrzysz po nocy
Daj sobie czasem dopomóc, choćbyś nie chciała pomocy
Daj mi to miejsce przy sobie, które jest puste o świcie
Ja sobie z tego zrobię długie ciekawe życie...
I tłum rozpędzonych ciał
I krzyk zza zamkniętych drzwi
I ktoś coś powiedzieć chciał
I nie mógł go zrozumieć nikt
I strach, że za mało dni
I pot zaciśniętych rąk
I tam, tam pośrodku - my
Bo gdzieś na początku był błąd
Dzisiaj już nic, dzisiaj już noc
Złym, dziennym sprawom odebrała sens
Dobrą miej noc, spokojną miej noc
I nie śnij o mnie źle
I znów rozpędzony dzień
I znów pod powieką piach
I znów zapomniałaś sen
I znów do rąk klei się strach
Znów tłum rozgniewanych aut
Znów ktoś zza zamkniętych drzwi
Coś mi opowiedzieć chciał
A przecież to mogłaś być ty
Dzisiaj już nic...
Kochana
Dzisiaj już nic, dzisiaj już noc
Dziś się spotkamy w niespokojnym śnie
I tam na samym dnie może dowiemy się
Co dla nas dobre, co złe...
I tam na samym dnie, może dowiemy się
Co dla nas dobre, co złe
Więc nie śnij o mnie źle Obrazy: Mark Spain
Jerzy Połomski, Piotr Fronczewski Chłopaki z naszej ulicy Adam Kreczmar
Znam ulicę niedługą, nieładną,
Która dla mnie została stworzona,
Na podwórku piłkarski stadion,
Przy śmietniku Reduta Ordona.
Kto na lody w upał pożyczy,
Da parasol gdy pada deszcz?
Tylko chłopak z naszej ulicy
I dziewczyna czasami też.
O te bruki potłukłeś kolana,
Grając dzielnie na lewej obronie,
Tu dłużyła się noc przepłakana,
Gdy dozorca cię z pasem dogonił.
I na kogo można tu liczyć
Gdy nieszczęście kłuje jak jeż?
Na chłopaków z naszej ulicy,
Na dziewczyny czasami też.
Czas w pośpiechu figle nam płata,
Piłka toczy się w bramkę pustą,
Wyrósł człowiek już z małolata
I do kina puszczają na ósmą.
Głupia wiosna kwiatami krzyczy,
Czyjeś włosy pachną jak bez.
Patrzą chłopcy z naszej ulicy
I dziewczyny na chłopców też.
Potem człowiek zdoroślał ze szczętem,
Został kimś, czyli zszedł na manowce,
Już magistrem czy jeszcze studentem
Albo nawet obcokrajowcem.
Lecz gdy sprawy masz zasadnicze,
Tak się składa, że zajrzeć chcesz
Do chłopaków na naszą ulicę
I do dziewczyn czasami też.
Czy ulica stoi jak stała,
Czy gitary w zaroślach umilkły,
Rozsypała się stara wiara
Ale przecież ludzie nie szpilki.
I bez żadnych ubocznych przyczyn
Dopomoże ci w świecie gdzieś
Starszy pan, niegdyś z naszej ulicy,
Starsza pani czasami też.
Jeszcze jedna noc wyciekła z fortepianu
Dzisiaj będzie prać koszule wielu panów
Nad błękitem proszku IXI myśli nawał
Czy nam warto jeszcze przeżyć ten karnawał
Poranne tango
Mleczarz wydzwania pieśń skowronka
Poranne tango
Trzeba po buty do ogonka
Ranne golenie, poranna gimnastyka
Znowu na schodach cię spotyka sąsiad
"Patrz pan, panie Połomski
Znowu ta winda jest nieczynna"
Jeszcze jutro, może nawet i pojutrze
Pójdzie znowu w tango lord w baranim futrze
Jeszcze nie masz komu kupić pralki "Frania"
Jeszcze ciągle masz dla siebie swe wyznania
Kim jestem - Maciej Małecki
Ewa Konstancja Bułhak Wesołe życie jest - Jarosław Abramow-Newerly
Dorota Furman, Marek Siudym, Hanna Śleszyńska Przyjdzie na pewno - Jerzy Satanowski
Jan Pietrzak
Taj Laj - Maciej Małecki
Danuta Rinn Hi - hi - Włodzimierz Korcz
Piotr Fronczewski
Czymże są problemy ducha
Gdyby nawet ktoś je miał
Z całą siłą dziś wybucha
Problematyka
Problematyka
Problematyka ciał
Z wielu różnych powodów
Ważniejsze ciało niż duch
Na przykład problem głodu
Na przykład problem much
To nic, że przykre słowa te
Pomyśl, a potem przebacz
Duch lata zwykle tam, gdzie chce
A ciało tam, gdzie trzeba
Trzeba mieć ciało, żeby żyć
Trzeba mieć ciało, żeby drwić
Może na hasło to za mało
Lecz o tym mieszczuch wie i kmieć
Trzeba mieć ciało, ciało, ciało, ciało
Trzeba ciało mieć
Rozkwitają ideały
Może to jest jakiś szał
Gdzie tu konkret, gdzie pantałyk
Dewaluacja
Dewaluacja
Dewaluacja ciał
Zdrowego sensu brak tu
By nas ucieszył świat
Kochajmy piękno faktu
Rozbierzmy prawdę z szat
Bo słychać skargi, zwłaszcza dam
Że mało jest w życiu nieba
Więc idźmy do właściwych bram
Bo wiemy już, co trzeba...
O, nieznajoma, piękna pani! Twe oczy, usta, twoje włosy...
My jeszcze wcale się nie znamy, ale już mamy siebie dosyć. Czy to ty zbiegłaś w dół po schodach, gdym nagle drzwi otworzył w lęku? Za późno, przebacz, jaka szkoda... do dziś powietrza garść mam w ręku.
Eurydyko, nie czekaj na mnie, powoli o tobie zapominam. Eurydyko, życie nas łamie, od nowa się nigdy nie zaczyna. Eurydyko, gdzież ciebie znajdę? Serce z żalu podbiega do gardła. Eurydyko, nie czekaj na mnie, ja nawet nie chcę wiedzieć, czyś umarła! Do jednej nie mam nienawiści, drugiej nie kocham, wiem na pewno. Ta trzecia czasem mi się przyśni... a może czwarta? Wszystko jedno. Natomiast ta mi się podoba. O, biedne serce me, co radzisz? Zaczekaj, duszko! dokąd droga? W tę samą stronę Bóg prowadzi! Wszak dawno były zaślubiny? Rozdarta zębem śpi poduszka. Chociaż nie miejsce to na kpiny, bez żalu dziś wychodzę z łóżka. O, nieznajome i niczyje, po zmarłych snach wesołe wdowy! Gdy wam się zdaje, że pies wyje, to właśnie mój słyszycie skowyt.
Joanna Trzepiecińska Do widzenia Ziemio Andrzej Jarecki
Patrzy na mnie z sąsiedniej gwiazdy
Inny świat, pewnie lepszy niż mój
Dziesięć lat księżycowej jazdy
Dziesięć lat księżycowej jazdy
Pojedź z nami
Ten świat będzie twój
Zaśpiewamy wtedy piosenkę: Do widzenia, Ziemio
Do widzenia, Ziemio
Nie wiem, kiedy cię zobaczę
Do widzenia, Ziemio
Dalej zawsze jest inaczej
Do widzenia Ziemio,
Zawsze lepiej jest dalej
Do widzenia
Nie żal tego, co zostaje
I zostało im tylko wspomnienie
Ani trochę nie było im żal
Popatrzyli z góry na Ziemię
Popatrzyli z góry na Ziemię
Zobaczyli
Jak sina jest dal
Zaśpiewali wtedy piosenkę:
Do widzenia, Ziemio
Do widzenia, Ziemio
Nie wiem, kiedy cię zobaczę
Do widzenia, Ziemio
Dalej zawsze jest inaczej
Do widzenia
Choć nie zawsze lepiej jest dalej
Do widzenia
Nie żal tego, co zostaje...
Właściwie może brak nam nieco wdzięku
Mało urody no i dusze pewnie chore
A nam tak trudno oprzeć się własnemu pięknu
Kiedy leżymy godzinami nad jeziorem Tacy jesteśmy ładni, przytuleni nad wodą
Tacy jesteśmy ładni tak zwana druga młodość
Na kładce nad jeziorem
Tacy jesteśmy ładni i weseli w tę porę
Choć się znamy już cztery dni
Właściwie może brak nam nieco sensu
Dlaczego razem są ten wariat i ta pani
A my niewinni i w podróży bardzo często
I nikt nie wie - on za nią gna, czy ona za nim
Tacy jesteśmy ładni, przytuleni w podróży
Tacy jesteśmy ładni, czas nigdy się nie dłuży
Ukryci gdzieś w przedziale
Tacy jesteśmy ładni, czas nie dłuży się wcale
Choć się znamy już przeszło rok...
Po kompocie już i herbata tuż, tuż
Więcej ani rusz, więc widelec, nóż złóż
Wyczerpana karta dań
Ukłoń się, od stołu wstań
Puste świeci szkło, to butelki dno już
Mam na mały kęs wędlin albo mięs chęć
Może zimny drób, indyk, kaczka lub gęś
Mogłoby też być też coś z ryb
Lecz to już niestety rypnęło się wszędzie
Więcej nie będzie styp
Żegnajcie mi kotlety i pasztety
I ty co nie raz
W sosie jak nelsoński zraz
Tak umilałeś uczty czas
Już nie rób mi tu apetytu
Żegnaj, schabie, cześć
Pal to sześć, dajcie zjeść
Z okna kitu
Mam na mały kęs wędlin…
Witajcie zupki, groszki i twarożki
I ty też co grasz
Rolę sznycla z jaj i kasz
A smak podeszwy starej masz
Za wieprzowiną łzy me płyną
Z gardła rwie się krzyk
No to cyk, dajcie łyk
Wina, wino
Po kompocie już…
La, la, la...
Którą tu widzicie zowią Mają
Wszyscy Maję znają i kochają
Puste świeci szkło, to butelki dno już
Gdybym nie znała ciebie od lat
Gdybyś mi cały przesłonił świat
Gdybym była zakochana
Jawnie albo skrycie
Gdybym była zakochana
Tak na śmierć i życie
Gdybym kochała, gdybym zechciała
To bym ci dała wszystko co mam
Gdybyś na rękach mnie nosił wciąż
Gdybyś był dla mnie milszy niż mąż
Gdybyś ty się kochał we mnie
Całkiem bez pamięci
Gdyby było nam przyjemnie
I nie brakło chęci
Gdybym kochała, gdybym zechciała
To bym ci dała wszystko co mam
Gdyby w operze nie śpiewał chór
I gdyby w serze nie było dziur
Gdyby zbrodniarz był niewinny
Pijak nie miał w czubie
Gdybyś ty był całkiem inny
Tak jak ja lubię
Gdybym kochała, gdybym zechciała
To bym ci dała wszystko co mam…
Ja nie chcę za inteligenta iść
Ja nie potrafię całkiem bez bielizny
Ja nie wiem, gdzie, ja nie wiem, w co
Ja nie wiem, jak i kiedy gryźć
Ja nie chcę za inteligenta iść
To dla mnie pół mężczyzny
Najsamprzód każe się rozebrać pono
I nic nie gada, ino się przygląda
Potem pazurem do krwi drapie łono
I stale sprawdza, czy już dość pożąda
Dopiero wtedy zaczyna się bieda
Bezecne ruchy i bezwstydne tańce
Taki to nawet położyć się nie da
Ino najdziksze wyczynia łamańce
Raz niby dzieci, a raz niby zwierzęta
I jeszcze inne Sodomy, Gomory
Żadna figura dla niego nieświęta
Wszystkie przełamie człowieka opory
Ja nie chcę za inteligenta iść
Ja nie potrafię całkiem bez bielizny
Ja nie wiem, gdzie, ja nie wiem, w co
Ja nie wiem, jak i kiedy gryźć
Ja nie chcę za inteligenta iść
To dla mnie pół mężczyzny
Jan Kobuszewski Tango nil desperandum Andrzej Jarecki
Wiecznie pod nami kopie dołki kapitalizm
Znowu perfidna myśl w ich głowa się zalęgła
Nie chcą kupować naszej walcowanej stali
Jak na przekór zaniżyli ceny węgla
Wywalcowana stal
Jeszcze gdzieniegdzie idą kalafiory
A w sercu smutek i żal
Kierownik sklepu wyszedł, bo jest chory
Ktoś smutne tango na gitarze gra
Stare tango importo-eksporto
Jednemu śmiech, drugiemu łza
Omnia mea mecum porto
Za naszą forsę dobrze grzeje ich centralne
Ich ciała wbrew historii żywe wciąż i gibkie
Patrz jak z burżujką burżuj w wieczory upalne
Zakąsza polskim eksportowym grzybkiem
Marynowany grzyb
Opustoszała z jagód stoi puszcza
To najsmutniejsza ze styp
Salon spowity w jadalnych bluszczach
Ktoś smutne tango na gitarze gra
Stare tango importas-eksportas
Jednemu śmiech, drugiemu łza
Animal ante portas
Przybywaj cudzoziemcze na odstrzał jeleni
Jeszcze ci kiedyś w gardle stanie polski bekon
A czysta wódka wnętrze w ogień ci zamieni
My z dolarami twymi będziemy daleko
La vodka Polonaise
Szumi rodzinie w zbożu i kartoflach
Przez pole leci pies
Za nim dziewczęta w niemodnych pantoflach
Ktoś smutne tango na gitarze gra
Stare importo-eksporto tango
Jednemu śmiech, drugiemu łza
A wszystkim – nil desperandum
Bo przecież kiedyś słońce jaśniej nam zaświeci
Będziemy stal walcować i sami walcować
I tylko oni jedni, i tylko poeci
Będą myśleć jak świat przebudować
Przebudowany świat
Już wszędzie pełno stali i warzywa
Rozkwita szczęście i ład
Tylko niejedna dziewczyna już siwa
Ktoś czasem tango na gitarze gra
stare tango importo-eksporto
jednemu śmiech - drugiemu łza
Omnia mea mecum porto
Jan Kobuszewski
fot. Sergiusz Sachno, Zofia Nasierowska