Choć w dali niebo jeszcze się niebieszczy - smutny deszczyk
sobie mży. Ten facet, z którym szłaś, to znów był
Grzeszczyk - smutny deszczyk
sobie mży.
Podobno ryb łowienie nerwy leczy,
więc łowię ryby, lecz cóż z tego, gdy
nie trafia się szczupaczek ani leszczyk -
smutny deszczyk
sobie mży.
Spokojnie jest i cicho pośród leszczyn -
smutny deszczyk
sobie mży.
A mordę idiotyczną ma ten Grzeszczyk -
smutny deszczyk
sobie mży.
W tej rzece chyba wcale nie ma leszczy -
głęboka za to i ciekawe, czy...
potrafi pływać w palcie taki Grzeszczyk -
smutny deszczyk
sobie mży.
Już chyba pójdę, bo dostałem dreszczy -
smutny deszczyk
sobie mży. Nie złowię nic, a w stawach aż mi trzeszczy -
smutny deszczyk
sobie mży.
Unikać raczej powinienem deszczy -
i - ciebie, bo tak jak mi szkodzisz ty - to tobie może szkodzić tylko Grzeszczyk -
smutny deszczyk
sobie mży.
Wiesław Michnikowski
Pani mnie oswoi, Madame
Pieśń dzikiego lokatora
Jeremi Przybora
Pani mnie oswoi,
Madame! -
wpuści do pokoi,
Madame! -
Karmi mnie i poi,
słodko mnie nastroi
i do nowych boi,
moją chęć podwoi!
Pani mnie oswoi,
Madame! -
o me zdrowie stoi,
Madame! -
się nie niepokoi
co do planów moich -
w szczęście mnie uzbroi,
Madame!
Jam lokator dziki,
Madame! -
mam ja swe swe wybryki,
Madame! -
może strzelam byki,
mieszam pani szyki -
stąd są te wyniki
zdrowej twej krytyki!
Lecz lokator dziki,
Monsieur! -
serca nie ma w nikim,
Monsieur! -
a tak jak słowiki
w ramach specyfiki -
ciągle do liryki
on lgnie!
Pani mnie oswoi,
Madame! -
rany me wygoi,
Madame! -
tak jak cień sekwoi
chroni mnie i koi -
karci, lecz nie łoi,
gdybym czasem zbroił.
Pani mnie oswoi,
Madame! -
i niech się nie boi
Madame! -
szczęście, co je roim,
wkrótce nas upoi
aż do paranoi,
Madame!
Tata z mamą w domku naszym,
by dobrobyt zawsze trwał,
cichy warsztat na poddaszu
mieli, który głośno tkał.
Pomagała tkać im praczka,
którą czkawki wstrząsał szok.
Gdy pełzałem na czworaczkach
już nade mną cały rok...
Tatka tka i matka tka,
a praczka czka
i też tam tka.
Rosłem sobie na smarkaczka
nerwowego, bo wśród gier
cichy warsztat głośno warczał
i zadręczał mnie ten szmer!
Na dobitkę praczki czkawki
nie ustają, jak na złość.
Z rączek lecą mi zabawki,
bo nade mną wciąż, psiakość!
Tatka tka...
Gdym na tyle był dojrzały,
by do dziewcząt trochę lgnąć,
Dziunię oczy me ujrzały
i nie mogłem ich z niej zdjąć.
Czas na łąkach się pędziło,
chociaż nieraz zimno nam.
No bo w domu - jak by było?
Tutaj wielbię ją, a tam...
Tatka tka...
Gdy dożyliśmy tej chwili,
kiedy ślub nam przyszło brać,
to rodzice się zgodzili,
lecz zaczęli więcej tkać.
Tylko trochę jadła skubną
i już pędzą wątek pleść.
I na przykład - w noc poślubną,
nagle, tuż nad nami - cześć!
Tatka tka...
W kilka lat zrządzeniem losu,
pracowity tata zgasł,
potem mama w ten sam sposób
z praczką opuściły nas.
Potem żona po kryjomu
znikła z panem z vis a vis.
Może teraz spokój w domu?
Gówno! W nocy straszą i...
Wiesław Michnikowski Jeżeli kochać, to nie indywidualnie
Jeremi Przybora
Jeżeli kochać, jeżeli kochać, jeżeli kochać!
Jeżeli kochać - to nie indywidualnie!
Jak się zakochać - to tylko we dwóch!
Czy platonicznie pragniesz jej, czy już sypialnie,
niech w uczuciu wspiera wierny cię druh.
Bo pojedynczo się z dziewczyną nie upora
ni dyplomata, ni mędrzec, ni wódz -
więc ty drugiego sobie dobierz amatora
i - wespół w zespół, by żądz moc móc wzmóc!
I - wespół w zespół, wespół w zespół,
by żądz moc móc zmóc!...
Bo kiedy sam w zmysłów trwasz zawierusze,
to wszystek czas ci pochłonie i zdrowie,
lecz gdy z oddanym kolegą, to tuszę,
że tylko w połowie.
Wniosek:
Jeżeli kochać...
Jeżeli kochać, to dlaczego nie z kolegą -
dziewczynę wespół uwielbiać jest lżej.
Co niebezpieczne dla mężczyzny samotnego -
to z kolegą niebezpiecznym jest mniej.
Jeżeli kochać, to nie indywidualnie,
jak się zakochać, to tylko we dwóch.
Czy platonicznie pragniesz jej,
czy już sypialnie,
niech w uczuciu wspiera wierny cię druh.
I - wespół w zespół....
A kiedy rzuci cię w szczęścia południe,
kobieta z pięknym bezdusznym obliczem -
dla samotnego to cios aż zadudni -
dla dwóch zaś to prztyczek...
Wiesław Michnikowski Bo we mnie jest sex Jeremi Przybora
Bo we mnie jest seks
gorący jak samum.
Bo we mnie jest seks,
któż oprzeć się ma mu?
Obezwładnia kobietę
od bioder po biust,
żar sączy do ust.
Bo we mnie jest seks,
co pali i niszczy.
Dziesiątki już serc
wypalił do zgliszczy.
Kiedy zmysłów pożogą
ogarnia ten bies -
nierzadko jej kres
wśród bólu i łez.
Lecz gdy ofiarę
mą trawię żarem
to stwierdzić muszę,
że choć me ciało
ją opętało -
to oprócz ciała
mam przecież i duszę.
A we mnie ten seks
jak chwast ją zagłusza.
Nikt nie wie, że jest
pod sexem i dusza
Więc o takiej wciąż marzę -
co całość ogarnie
i duszy latarnie
ze zmysłów wygarnie.
Ach, takiej ja oddam wśród łez
i duszę i seks!...
Dlaczego stale
zły losu palec
dotyka mnie tym nadmiarem?
Za jakie grzechy
płci mojej cechy
zmysłowym dręczą oparem?
Gdy musnę damę
spojrzeniem samem -
już damski ściele się trup.
Gdy chodzę, brodzę
wśród serc po drodze
i rzężą żądze u stóp!...
Wiesław Michnikowski, Barbara Krafftówna
Odrobina mężczyzny na co dzień
Jeremi Przybora
Myślę nie raz i nie dwa:
Cóż po ciele jak jedwab?
Cóż po talii jak dalii łodyga?
Cóż po kuchni twej świetnej –
i po duszy szlachetnej,
gdy na jednym jedynym ci zbywa?
Odrobina mężczyzny na co dzień –
jakże życia odmieni ci tło!
Z odrobiną mężczyzny na co dzień
wszystko będzie inaczej ci szło.
Może nawet cię nie brać na ręce,
gdyby na to on nie miał sił –
byle rano zaśpiewał w łazience,
lubił rosół i tkliwym on był.
Zanim spojrzysz na panów,
ty się wszakże zastanów
i od wzrostu po prostu zacznijże.
Nadmiar mięśni i kości
czyż nie spłyci miłości?
Czy do chuci uczuć ci nie zniży? Odrobina mężczyzny na co dzień
mały męski akcencik czy ton.
Odrobina mężczyzny na co dzień
od przesytu uchroni złych stron.
Przenocujesz w niedużej go wnęce –
dniem on w biurze będzie tkwił.
Kilogramów pięćdziesiąt, nie więcej,
które strzepniesz - gdy znudzą - jak pył.
Widząc mych oczu wyraz niewinny,
nikt z Państwa nie przypuszcza, że
jestem inny, całkiem inny,
wulkan sił we mnie wre,
coś mnie gnębi, coś tu w głębi
kłębi się na dnie!
I choć na ten stan nie wskazuje
powierzchowności mojej żaden rys,
wciąż coś wzbiera i pulsuje,
powołanie jakieś czuję,
więc rozpędzam się i...
Już za chwilę to mija mi...
Czasem już jestem tuż,
czasem już prawie uszczk-
nąłem coś
i nagle jak na złość
na nic ten zryw i skok,
bo choć płonie mi wzrok,
zawsze coś mówi mi stop!
Historyjka ta jest prosta,
chociaż głębszy sens zawiera:
burza włosów mi wyrosła,
więc poszedłem do fryzjera.
Fryzjer, fakt, że jakiś nowy,
rzekł mi, bom wyglądał sennie:
„Ja się zajmę pańską głową,
a pan się tymczasem zdrzemnie...”.
Po czym szczęknął nożycami
z góry, z dołu, tam cyk, tu cyk
i gdym przysnął, za uszami
wystrzygł mi był taki kucyk...
Obudziłem się na koniec,
patrzę w lustro, ziewam błogo,
czoło dobrze, dobrze skronie,
z tyłu jakby mysi ogon!
Mówię: „Chyba pan oszalał?
Tnij pan to, bo czasu szkoda!”.
Fryzjer się rumieńcem zalał,
mówiąc – „Mistrzu... taka moda...”.
„Tnij pan – mówię – nie uchodzi
robić z siebie pośmiewisko,
niech kucki noszą młodzi!”.
Na co on rzekł: „Artysto,
Pańska czaszka to antyczna
rzeźba, która aż się prosi,
władcza i majestatyczna,
żeby taki kucyk nosić!”.
Mówię: „Przestań pan wydziwiać
i robić mi z mózgu wodę.
i w ogóle uszczęśliwiać,
nie pytając mnie o zgodę!
Proszę wziąć do ręki brzytwę
ciąć i nie truć głupstw na próżno!”.
Fryzjer stoczył z sobą bitwę,
lecz mi w końcu kucyk urżnął.
Następnego dnia o świcie,
gdy na stole stygła kaszka,
popatrzyłem w
swe odbicie:
rzeczywiście... grecka czaszka...
Odstawiłem talerz pusty,
w radio szedł reportaż z Hradczan,
a ja zyrk ukradkiem w lustro:
rzeczywiście... czaszka władcza...
Brew zmarszczywszy, w lustro patrzę,
opuściłem ją... uniosłem...
co ja robię w tym teatrze,
powinienem zostać posłem.
Albo lepiej senatorem,
mieć dyplomatyczny paszport,
w rządzie miałbym szanse spore
rzeczywiście... z taką czaszką...
A rozsadek – milcz kretynie –
szydzi i mną poniewiera,
myślę jednak, gdy czas minie,
znów do tego pójść fryzjera.
Do fryzjera skoczę chyżo
i w te czasy głupio-smutne,
niech mi znowu co wystrzyże...
ja to potem i tak utnę...
Ale przedtem zły, czy chmurny
fryzjerowi naddam ucha –
komplementów, nawet bzdurnych,
strasznie się przyjemnie słucha...
Wczoraj mi wręczył kolczyk złoty
I długo trzymał mnie za rękę
I pomyślałam, że zaloty
Takie niewinne są i piękne
Lecz uczyć mi się nagle nie chce
I coś w spojrzeniu się zmieniło
I jakoś dziwnie bije serce
Więc może tak wygląda miłość
W zaczarowaniu bardzo trudno dojść do siebie
Jakby przeczytał ktoś po chińsku piękny wiersz
I tylu rzeczy jeszcze nie wiem
I tylu rzeczy jeszcze nie wiem
Jeśli cię córko to pociesza, to ja też...
Wczoraj dostałam kolczyk złoty
I unikałam pocałunków
Bo pocałunek to jest motyl
Nie zna przyczyny ni kierunku
Lecz jeśli wpadnie się na amen
I człowiek gotów duszę sprzedać
To wciąż nie wiemy co jest grane
I jakże cudna ta niewiedza...
Maja Sikorowska - Głos z oddali Andrzej Sikorowski
Głos, pośrodku nocy
Głos, hen gdzieś z oddali
Jakby się zbliżał, jakby kroczył
Głos, jakby się ktoś z miłości żalił
Głos, pośrodku nocy
Głos. w tysięcznym głosów tłumie
Bo lepiej słychać gdy zamknięte oczy
Teraz zaczynam go rozumieć
Śpiew, chyba od wyspy
Chór jak morska fala
Śpiew, taki srebrzysty
Że się od niego świat zapala
I na kościółku śnieżnobiałym bije dzwon
To jest melodia z mojej matki stron
To jest melodia z jej rodzinnych stron
I nagle widzę ich jak płyną przez powietrze
Kobiety w czerni niosą chleby i owoce
Młode dziewczyny pachną jaśminowym deszczem
A chłopcy modlą się o jak najdłuższe noce
Żywiczne wino nagle spada jak ulewa
I wiem , że kocham ten korowód bliskich ludzi
I język, w którym od dzieciństwa mogłam śpiewać
Więc śpiewam z nimi i własny śpiew mnie budzi